ZŁOTE ZĘBY
Pewnej zimowej nocy,
w obozie rozpaczy i nędzy,
usłyszał łakomy SSman,że
ktoś połknął dwa złote zęby.
Nie długo się zastanawiał,
miał niezłą kolekcję, ale wciąż
było mu mało,chciał więcej
i więcej...
W baraku trwoga lament do Boga,
lecz sala śmierci była gotowa...
Kto połknął zęby!?Rykną dzikim głosem,
rozeszło się echem,
ktoś zatrząsł się przy pryczy,
a SSman dalej stoi i krzyczy...
Nikt się nie odzywał,
z zimna może strach unie wiem...
Wziął ze sobą kilka osób do sali...
Reszta w baraku,mdleli,płakali...
Dużo mówiono o sali śmierci,
nikt żywy stamtąd nie powrócił,
bano się nawet koło niej przejść...
Lecz to, co mówili było niczym.
Równając z tym, co tam się działo.
Tam człowiek-to nie człowiek.
A ciało-to nie ciało...
Tam krojono ludzi obrzynano...
Masakrowano,żywcem zabijano...
Tam wszystko się działo...
Ostatnią osobą wprowadzoną na salę
była ciężarna kobieta-czy jej darowano?
Nie...kroił ją SSman z tak dziką
przyjemnością uśmiechem na ustach
podłego szydercy-mordercy.
Dłubał jej w brzuchu i wiercił inną ludzką
kością.Pastwił się nad jej ciałem,
wyrwał na wpół rozwinięte dziecko i
rzucił-
jak kawałek mięsa...
Miał takie szalone i mętne spojrzenie
źrenice nieludzko rozszerzone,
drżące zakrwawione ręce...Znalazł dwa
złote zęby i wciąż chciał więcej i
więcej...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.