Zludne nadzieje...
Chciałabym kochanie, aby twoje obietnice były bardziej realne...
Wyuczone nadzieje, o poraknu wiosny
rozkwitają jak lilje przy ustach,
na zielonej łące rąk obok sosny,
gdzie leżą marzenia przy ciemnych
chustach.
Chwytasz moje zimne dłonie,
otwierasz mi okno pragnień gorących,
kazesz mi patrzeć jak serce płonie,
choć pełno w Tobie planów pytających.
Bezbarwne obietnice jak sopelki lodu,
pytają o nas kwiaty w ogrodzie,
chowają swoje płatki pod wpływem chłodu,
i nie żalą się,choć konają z miłości
głodu.
Czy moje pragnienia są tak wytrwałe,
by mogły przetrwać zimę po lecie?
Czy gdy je zapomnę będą we mnie całe,
niezapomniane? - i tak je tęsknota
splecie...
...bo coż znaczą obietnice, gdy się ich nie spełnia...?
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.