zly dotyk...
Dla odwaznych...
Wstaje rano...ide do pracy...
...mijam te sklepy...
W glowie juz kolowrotek...
poszukuje w sobie pociechy...
...boje sie ze napotkam trudny
do ominiecia plotek...
Docieram do miejsca..
..gdzie szarosc i obluda...
..spogladam i widze ta postac..
wolam: - Odejdz ode mnie - Ty jestes
paskuda!
Jednak nie daje za wygrana..
...i choc glupie slowko...
pusci w moja strone...
a ja czuje sie...
jakbym stracil magiczna oslone..
Probuje go obejsc..lecz ten
wyciaga...reke ..i lapie..mnie...
tam gdzie...naprawde boli...
lzy sie leja litrami bez soli..
Pomocy nie oczekuje..
bo wstyd o tym rozpowiadac...
pomysla,ze wymyslam...
i zaraz bede z tego miejsca..spadac...
Ja tak dluzej nie chce...
trudno jest sie skupic i pracowac...
czy to pomoze...gdy slowa
bolu i meczarni w wierszu zostawie..
jestem mezczyzna..ale wewnetrznie
krwawie...
Chcialbym byc soba..
i uniesc sie nad ta sytuacja..
wysoko do nieba..
...odrzucic od siebie..
..kawalek brudnego chleba...
Boje sie coraz bardziej..
..serce jak szalone...pulsuje..
nie zrobie sobie krzywdy..
..chce tak myslec - obiecuje...
badzmy ..soba..
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.