O zmierzchu na werandzie...
cichutka ,mała kruszyna
wtulona w bezmiar zapachu
siedzi w wiklinowym koszu
sama ze swoimi myślami
choć niestara - wspomina złe chwile
kot zakopany w ogrodzie
zepsuty samochód martwy w garażu
chwasty po pas przed oczami...
i ten zapach...mocny , męski...
jeszcze nie wszystkie bezdroża myśli
brązowy sweter przerabiany sto razy
róża złamana , kot na kolanach
złoto - bury zachód słońca...
zapach potu...Jego potu...
wspomina dobre chwile
wiatr buszujący we włosach
błękity oczu w promieniach słońca
żagiel, koja, Koronowo i ten zapach...
skuliła się ,przykryła swetrem nogi
kot na coś czyha w trawie...
szaro , smutno, samotnie...
wspomina różne chwile...
dom pełen roześmianych istot
awantury do rana ,bez powodu
ulubiony zegar,szczotka do włosów
i ten zapach...jego zapach... na zawsze
zaklęty w brązowym swetrze...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.