znajda
odnalazł mnie w łodzi
kiedy ciemność niechętnie
ustępowała różowym
palcom jutrzenki
zarzucił mi na ramiona chustę
utkaną z pochmurnego nieba
drżałam od dotyku lekkiego
niczym skrzydło sowy muskające horyzont
szliśmy linią brzegu
wśród płaczących wierzb
i trzcin płożących ku wodzie
pod pieszczotą wiatru
dom stał w dolinie
cichy jak mgła w jesiennym sadzie
czekał na ślady bosych stóp
odciśnięte na dębowych deskach
na zmienność
blasków i cieni
wpadających przez drzwi
otwarte na oścież
Komentarze (10)
Unikatowy to skarb... Pod wrażeniem piękna słów i
błogości chwili - pozdrawiam :)
miłość, bryza kołysana falami i tęsknoty wplecione:
jakby do serc ktoś pukał... otworzysz?
fajnie się czytało, aż chciało by się dłużej :)
P i ę k n i e
Ładnie tu u Ciebie,pozdrawiam :)
Ladna melancholia...
ten wiersz zaprasza,śmiem twierdzić ,że nawet optymizm
na horyzoncie, świetnie jesienna jago świetnie
odnlazł mnie- to wielkie szczęście znaleźć i być
znalezioną. Piękny wiersz.
Piękna melancholia miłosna, pozdrawiam ciepło.
Ładnie, zatrzymała mnie ta melancholia.
Pozdrawiam serdecznie :)