Zniszczona próba życia
Na zawsze już po koniec końców świata
Do ostatnich moich dni
Już będę tylko płakał
Nie ostanę się nawet na chwile prawdziwym
szczęściem
Potrafię już tylko płakać
Wylewać swój żal do świata na kartkach
papieru
Przeklinać samego siebie za swoją
nieudolność
Chyba za często jestem dobry
Za rzadko kłamię
Odbijam się już tylko od ścian które mnie
nie chcą
Ludzie tak nagle nie potrafili mnie
zrozumieć
Powiedzieli że to już nic
W rozpaczy pochłaniam się coraz bardziej
Powtarzam po raz kolejny schematy
Coraz głębiej i głębiej się zapadam
Przegryzam już żyły
Krew się wylewa
Ostatnio byłem latającym ponad gwiazdami
odbiciem wspomnienia
Dawałem sobie radość chwilą która była, i
wtedy miała znów być
Stanąłem nagle przed niewyobrażalnym
pięknem
Podziwiałem coś tak cudnego czego jeszcze
nigdy na oczy nie widziałem
Nie chciałem tego brać od razu
W zamyśle miałem, aby powoli to sączyć
Każdym dniem tym się upajać
To miało być moje zwieńczenie drogi bólu
To miał być nowy początek!
Nic nigdy nie było takie jakim się wydawać
by mogło na pierwszy rzut oka,
ani nawet na drugi... trzeci...
Mógłbym na to patrzeć przez całe życie
A nie odkryłbym kart tej zdradzieckiej
mistyfikacji
Chciałem być w końcu tym innym kim nigdy
nie byłem, ale kim zostać zawsze
chciałem
Nie pozwoliłaś
Nie pozwoliło
Nie
Nie... Nie... Nie... Przecież mówiłaś że
nie !
Nagle
Zburzone już poczucie odrzuconej wartości
dla świata który nigdy nie zaakceptował,
inności uczucia którym go darzyłem od tak
dawna
Coś na kształt uśmiechu próbuje wedrzeć się
teraz na moją twarz
Twarz którą po raz kolejny przecinają
srogie łzy prawdy
Czemu ja zawsze musze mieć racje ?
Nie do końca jeszcze rozumiem to, że od tak
sobie to się zniszczyło
Chyba ta myśl nie dotarła jeszcze tam gdzie
trzeba
Miałem to zrobić już tak dawno temu, miałem
pozbyć się tego
Powiedziałem sobie że kiedy czas nadejdzie
to zrobię to bez wahania
Przegapiłem jednak ten czas...
A może...
Może po prostu tym razem wolałem oddać się
nadziei, może wolałem tym razem kłamać
Tańczyłem tak szczęśliwie, na środku
parkietu podziwiany przez wszystkich,
wielbiony
Nie wiedziałem że tak boleć będą
konsekwencje chwili szczęścia
Skąd mogłem wiedzieć...
Być może przewidywałem już od dawna ten
brak sensu chwil spędzonych z Tobą
Mogłem przecież od tak dawna widzieć że mój
ból to tak naprawdę Twój śmiech
Ale wolałem czasem zamknąć oczy i
uśmiechnąć się do ciebie
To było już tyle czasu temu jak opowiadałem
o tylu szansach na życie
Wtedy żartem jakby, mówiłem że i tak nic
nie będzie
Ale wierzyłem
Że nareszcie oddech szczęścia się wkradł
pomiędzy moje oczy
A teraz tam są tylko łzy
Z każdym dniem upadały kolejne nadzieje
Oddawać się chciałem jednak wtedy wreszcie
tylko temu uczuciu
Nie widziałem nagle tylu złych rzeczy
A powinienem...
Wiem że na nic się zdadzą moje łzy, których
tak dużo w ostatnim czasie
A których jeszcze więcej zaproszę niedługo
do swoich oczu
Nie będzie szczęścia, chociażbym go na siłę
szukał
Nie będzie
Radość już na zawsze pozostanie pustym
słowem które będzie tylko kłamstwem
Gdziekolwiek pojawi się mój skołatany
życiem wzrok,
dostrzeże swoją zaprzepaszczoną szanse na
życie które nigdy nie było dla mnie
Jak mocno bolą łzy
Jak łatwo zacierają się stare słowa
Jak nigdy nie uciekną ode mnie te pięknie
bolesne wspomnienia
Boli mnie to jeszcze bardziej jak nigdy
wcześniej żaden ból na tym świecie
Dla mnie pozostał już tylko
Sen
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.