ŻOŁNIERZ...
Szedł przez pola i lasy.
Szedł i asfaltową drogą.
Szedł i stukał swą drewnianą nogą.
Przywędrował z tak daleka
na rodzinne ziemie,
tu gdzie Ojciec, dziad i pradziad,
tu gdzie polskie jego plemię...
Nim do domu wrócił,
wiele złego przeżył,
wiele różnych dróg, po omacku
zmierzył...
Śnieg i deszcz i mrozy,
głód, chłód, niewygody,
za to w sercu żywioł-
chłopak jeszcze młody...
Tyle czasu mu umknęło.
tyle stracił lat,
już zapomniał nawet,
jak wygląda matka, ojciec, brat.
Tyle widział-słyszał ile!
Nie raz miewał ciężkie chwile-
kiedy nie miał prawie nic,
miał karabin, nóż i ręce...
Teraz płacze, klęka,
matki, ojca ściska ręce...
I wszystko opowiada
i siada, znów klęka w podzięce.
A przeżył on mękę,
wielką mękę, bo ciężkie jest
życie tułacze...Cóż teraz
dzielnemu żołnierzowi zostało?
Drewniana noga...płacze...
Ach jak nie wiele chciał,
ujrzeć rodzicieli,
swój stary piękny dom,
po coś się udał synu w tułaczkę,
ściszony matki słychać ton
i szloch...ojciec milczy jak zaklęty...
takie to życie mój los
przeklęty...
Wtem z wolna brat dodaje i
krzyczy z całych sił...Gdzieś był!?
Gdzieś bracie był!?
Przestańcie mili,na wszystkich
najdzie śmierć, bo taki ludzi los-
każdy z nas obróci się w proch...
Czy to od kuli,noża,czy pięści...
Nieważne moi mili-
miejcie mnie w pamięci...
I długo by mówić jeszcze, co
żołnierz opowiadał,
zakończę to zwykłym wywodem,
że w życiu jak na wojnie
nieustannie toczy się walka.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.