Zorza polarna
Kiedy widziałam go ostatni raz
skradając się przez puste, białe
korytarze,
różowe światło dogasającego dnia
sączyło się przez lód jak przez szklane
witraże.
Stał przed lustrem czesząc długie włosy,
opal na jego palcu lśnił jak blada
gwiazda,
a jego czarne, beznamiętne oczy
odbijały się w srebrzystej tafli
zwierciadła.
Wychodził na zewnątrz w oślepiające
poranki
i jak straszliwie warczeli sąsiedzi,
gdy widzieli futro z niedźwiedzi
polarnych
co go spowijało aż do samej ziemi.
Gdy w pustej sypialni układał się do
snu,
zdawał się wątły jak płomień świecy
podziwiałam w milczeniu jego woskową
skórę,
włosy rozsypane na jedwabnej pościeli.
Tej nocy szalała polarna zorza,
a my na kolanach słuchaliśmy jej śpiewu.
Tej nocy niedźwiedzie włamały się do jego
domu
i nagiego wlekły po roziskrzonym śniegu.
Od tamtej pory pałac stoi pusty
on zniknął także i nie mam już nadziei,
chciałabym tylko wiedzieć, co wtedy z nim
zrobili
ale niestety, nie rozumiem języka
niedźwiedzi...
Komentarze (5)
Przerwałam czytanie, chcąc się upewnić, że to
fantastyka,ale nie - najprawdziwsza prawda o miłości.
Obrazowy, ciekawy od początku, do końca, rytmiczny
wiersz.
Pozdrawiam
Bardzo ciekawy wiersz i choć troszkę tajemniczy, ale
to dodaje uroku wyobraźni, a niedźwiedzie...nie
jednego jeszcze wywloką. Pozdrawiam
ooo...ciekawie, brzmi trochę jak baśń, tajemniczo,
bardzo sugestywne obrazy odmalowane słowami
bardzo ciekawy i ładny wiersz:)
pozdrawiam
Piekny wiersz moja droga, przede wszystkim mialas moje
pelne zainteresowanie od pierwszych wersow..zawsze mi
sie wydawalo ze trudniej jest pisac wiersze rymowane,
trzeba zachowac rytm i ukladac rymy z sensem.. u
ciebie na plus ,pozdrawiam.