Zraniłem kochaną
Zraniłem kochaną, bo w mej samczej
głowie
sumienie się rodzi dopiero po słowie.
Chichocze gdzieś w piekle diabeł zły,
przechera.
On ma radość wielką, a mnie coś uwiera.
Słowa są jak balsam, tworzą miłowanie,
są ostre jak skalpel, który grzebie w
ranie,
początkiem i końcem kiedy złość się ima.
Słowa dużo znaczą gdy uczucie trzyma.
Łezka z modrych oczu na małym paluszku,
przepraszam cię miła, nie płacz już
kwiatuszku.
Przytul się leciutko a pierwszy gniew
minie
i cisza zła umrze w tej jednej godzinie.
Wybaczysz kochanie ? Nie złość się
kłębuszku.
Ja będę już grzeczny różyczko, mój
puszku.
Klęcząc u stóp Twoich winę słowem
zraszam
i całując wyżej gorąco przepraszam.
Uff ! Już po kłopocie, wtulona i wiotka
płynie w mych ramionach urocza istotka.
Jej oddech spokojny, jeszcze przez sen
szlocha.
Zważajmy na słowa, gdy kobieta kocha.
Komentarze (2)
Ładny wiersz z dobrym przesłaniem.Pozdrawiam.
słowa najbardziej ranią :) dobry wiersz - pozdrawiam
:)