Życie na koturnach
Oliwne drzewo i krzak wina
prowadzą do Grecji. Odwiedzam miejsca,
gdzie czas łagodzi ostrość kamienia.
Niewiele zostało z teatru;
próbuję użyć siły wyobraźni.
Zgodnie z obyczajem tragedia
rozgrywa się po drugiej stronie sceny.
W marmurowych fotelach siedzą dostojnicy z
wieńcami na czołach. Całe Ateny na
ławach
- z koszami jedzenia, dzbanami wina.
Spektakl potrwa dzień, może kilka.
Kostium i maska osadza w roli,
buduje klimat. Z teatralnym gestem
wygłaszam kwestię o wyrokach losu.
Chór opłakuje poległych, nikt nie umknie
przeznaczeniu - Ananke sprawczynią.
Czas się pożegnać.
Nie mieszczę się w klasycznej formie.
Tylko czy warto było splamić chiton,
w końcu wszystko ucichło
Komentarze (4)
Zawsze warto
Wesołych świąt bożego Narodzenia
pozdrawiam
"Nie mieszczę się w klasycznej formie."- to zabieram
:)
Wiersz na tak i czytam nie tylko w kategorii- sztuka
Pozdrawiam :)
Życiowy przekaz skłaniający czytelnika do refleksji
nad wartościami i potrzebami życia.
Pozdrawiam i życzę Radosnych Świąt:)
Marek
właśnie, czy było warto? świetna metafora :-)