Zycie po wojnie
opowiadanie gwarowe
ZYCIE PO WOJNIE
Mama, to cłowiek święty w ocak
kozdego dziecka, bo syćko moze, umie i
syćko do rady?
Moja mama od dziecka wpojała do mnie
zasady, o wtoryk była przekonano ze się ik
trza trzymać i całom swojom macynom mocom
przekazowała mi je?przy pomocy słów,
pomywaca i innyk znanyk sposobów?
A jo była i tak mi do dziś ostało, nieskoro
do nauki
i skoda mi było mojego dziecinnego casu na
takie sprawy wtoryk jek jesce nie bardzo
rozumiała?
Wspominom tyn cas dzieciństwa i ten strach
w ocach mojej mamy ze nicego mnie ni moze
naucyć?Mama była chorowito, bo w casie
wojny choćka się chowali przed łapankami i
roz w zimie wlazła do wody po syje i od
tego casu bolały jom ręce, nogi i
serce?.Totyz swoim dziecięcym rozumem kielo
go może być w głowie trzy abo śtyrorocnego
dziecka starałak się jej pomogać, choć
wolałak pomogać tacie?Prałak stązki i
wiesała na wbitej pod sópkom ostrewce?Wody
było dość we źródełku brałak malućkie
wiaderecko i nosiyłak do szaflika abo
miednicy coby się w słonku nagrzola ?a pote
robiyłak pranie?Zbiyrałak tyz piosek do
worecków i grzoła na piecu coby były gorące
i mama okładała tym kolana abo
ramienia?Zbiyrałak na kępie poziomki abo
maliny nie roz borówki do wiaderecka i
nosiyła mamie?i ni mogłak się docekać,
kiedy już będzie zdrowo?Ale mijały dni, a
mamie było coroz gorzej, nie pomogało zodne
lecenie?Końcyło się to syćko śpytolem, tata
niós mame jaz ku Siedmiu kotom do
karetki?pewnie ze śtyry kilometry na ręcak
abo na plecak?a nie roz jaz do Joscurówki
kie nie było dobrej drógi?Ostawali my w
sópce sami z tatom?Tata mioł zawse telo do
roboty, to my razem zbiyrali skole na
kępie, to zaś oba orali i sioli ? ino ze
tata mioł tyn owies w chuście i mioł, a jo
wysioła od razu syćko?
Tata zacynoł kozdy dzień od modlitwy,naucył
mnie dziękować Panu Bogu za noc, a pote
wartko się umyć i ucesać, a dalej ubrać i
nigdy ozcuchrano cy ozkustrano ni mogłak
wychodzić na pole. Cesoł mi dwa warkocyki i
wiązoł snurkiem, bo stązki były za słabe na
taty wiązanie?Nigdy na mnie tego syćkiego
nie wymusoł ino powiedzioł ze tak trza
robić, bo jak się teroz nie naucem, to
zycie mnie naucy syćkiego?i dość się
namordujem totyz mi pomogoł w tyk moik
dziecinnyk obowiązkak, wiecnie dochodziyło
do zwady przeze mnie?Teroz dopiero kie se,
to syćko przybacujem dociero do mnie jakie,
to było se mnie dozarte dziecysko?
Mamine domowe obowiązki nigdy mnie nie
interesowały, ale z tatom na polu cy w
lesie mogłak cupieć cały dzień?Nowięksom
mojom boląckom był brak butów, roz nie było
butów w sklepie, a drugi roz piyniędzy?abo
kartki na buty?Dostałak w końcu jak mama
godała buty od Bieruta z packi UNRA i był w
tej pacce jesce duzy wełniany cweter .Mama
upletła mi malutki i skarpetki i
copke?Bocem jakie, to było scęście mieć
buty?i nie chodzić boskiem.
Sciernisko nie dziubało ani skole i błoto z
mokrej młaki nie babrało nóg wtore przed
nocom obrafane i podropane scypały jak fras
kiek je myła we wodzie?
Skońcyło się moje dzieciństwo kie trza było
iść do skoły. Przeprowadziyli my się z
całym dobytkiem w Zokopane?Weskówki ino we
wakacje ciesyły moje serce, bo to był mój
dziecinny raj o wtorym ni mogem zabocyć do
dziś?Ale było i piekło? w skole trza było
godać po cepersku, a jo ni mogła pojąć, co
to do mnie godajom, choć ten język był
bardzo podobny, ale inny nie domowy nie
nas?Wiecnie obrywałak jakiesi uwagi
,śmiechy i nikt nie rozumioł mojego
wielkiego cierpienio, patrzeli na mnie
syćka jak na brzyćkie kacątko, bo to i
odzienie było płone, nie takie jakie
powinno być?a na reśte zarobiyłak sobie
sama, bo wciałak się ucyć?Taki, to był cas
dziesięć roków po wojnie, tutok w Zokopanem
ziemia pełno jesce była choć jakik
niewybuchów cy tyz niewypałów trza było
uwozać coby nie stracić ręki, nogi abo i
zycio.Haj?
Komentarze (13)
skoruso, piszesz niesamowicie interesująco, dziękuję,
że dzielisz się z nami swoimi wspomnieniami :-)
Ciekawie piszesz, skoruso :)
Wzruszyła mnie ta opowieść,powojenne czasy były
naprawdę ciężkie. Jacy silni i zdesperowani byli
ludzie sama wiesz najlepiej,wspaniale oddajesz klimat
swych przeżyć, pozdrawiam.
Jak zwykle pięknie się czytało! Pozdrawiam!
Piękna, żywa opowieść skoruso.
Bardzo nie ujęła.
Pozdrawiam serdecznie:)
ciekawe i wzruszające opowiadanie...czasy powojenne,
znam tylko z opowiadań rodziców, ich też życie nie
rozpieszczało...pozdrawiam
przeczytałem z uwagą twoje opowiadanie sercem napisane
- słowa są zupełnie niepotrzebne
Skoruso, pięknie opowiadasz. Tekst nasączony jest
autentyzmem i dlatego czyta się go jednym tchem.
Pozdrawiam, czekam na dalszy ciąg.
:}Pozdrawiam Skoruso- bardzo ujmujące to opowiadanie
jak Twoje wszystkie:)
przeczytałam to na głos i jeszcze raz ,żeby to
wszystko zrozumieć
takie to były czasy przed i powojenne znam je tylko z
opowiesci
pozdrawiam Ja to taka niskopienna góralka
Z Oświecimia:)
lecz w Zakopanym byłam i mąż pracował w Bel-Ami
kiedyś nalezał do ZCHO
Witaj - chciaz bylo i biednie, ale bardziej zyciowo i
szczerze jak dzisiaj, Znam czasy ciotki Unry i nie
moüna zapomniec niewypalow w lasach i na polach -
Twoja proza w gwarze dodaje jeszcze uroku temu
wierszowi, ale to jest autentyzm, takie bylo zycie,
bardzo ciekawy wiersz.Pozdrawiam
Wiesz,ze mozna płakać ze wzruszenia,prawda?Pozdrawiam
Cię bardzo serdecznie+++
Podoba mi się Twoja szczera i autentyczna proza. Z
zainteresowaniem przeczytałem. Ja w dzieciństwie
również pamiętam plakaty ostrzegające przed
niewybuchami. I Twoje lęki szkolne również rozumiem.
Wówczas nie było prawie wcale krajowej odzieży i
donaszało się stare i zużyte rzeczy. Pozdrawiam
serdecznie i pokłoń się rodzicom, że dobrze Ciebie
wychowali. Jurek