Żywi i grzeszni
Gdyby jutra nie było założyłabym
najostrzejszy kastet
i waląc nim w maskę drogiego auta
odreagowałabym, każdą złą chwilę,
po czym na raz wzięłabym wódkę popijając
wódką.
Jutro i tak przestanę istnieć.
Wciągnęłabym dla większej mocy bez oporu
kreskę.
W kraciastej mini tańczyłabym na barze ze
wszystkim
potem z imprezą idąc coraz wyżej
wylądowałabym na dachu wieżowca i zrzucała
puste butelki.
Krzyczałabym coś o wolności lecą w dół z
kanionu na bungee.
Jeszcze ten dzień chciałabym wykorzystać,
bo za kilka godzin miałoby być po nas.
Skończmy to w wielkim stylu, ze spełnionymi
marzeniami po drodze zupełnie z
zachciankami.
Destrukcja byłaby nieodzowna.
Bo jeśli nie dziś tak nigdy,
więc wciągałabym dym do płuc wydmuchując go
na twoje nagie ciało.
Zrobilibyśmy sobie te dziary, o których
tyle mówiliśmy,
ale nie mieliśmy na tyle odwagi.
Dziś co tam, śmierć i tak nas nie
ominie.
Anarchia upragnionej swobody wezwałaby
nasze serca,
by je pojednać.
Tylko do jutra jesteśmy żywi i grzeszni.
Wszyscy zamiast zmartwieni klęczeć żyliby
tak naprawdę tylko tego dnia.
Na ostatnim hauście powietrza całowałabym
twoje usta.
Byłaby to upojna śmierć szczęśliwych
ludzi.
Szczerze, innego, tragicznego końca nie
chcę.
Magdalena Gospodarek
Komentarze (1)
Ciekawie. Tylko czy wystarczyłoby czasu aby to
wszystko wykonać?
Masz sporo zakazanych marzeń...
:)))