Wiersze SERWIS MIŁOŚNIKÓW POEZJI GRUPA AUTORÓW BEJ

logowanie
Zaloguj
Nie pamiętasz hasła?
Szukaj

Aby Dowieść Prawdy

Zaczęło się wszystko późną jesienią,
nie w środku kniei czy jakiejś głuszy,
liście lecą z drzew, w kolorach się mienią,
a wiatr zachodni na popiół je suszy.
Było to w połowie listopada, roku Pańskiego
tysiąc czterysta dziewięćdziesiątego drugiego.
Miasto stało na dole przy samej przełęczy
nieopodal gęstego i ciemnego lasu.
Nikt nikogo nie lekceważył i nie dręczył,
mieszkańcy tutaj znów nie liczyli czasu.
Pory roku ich zawsze interesowały,
kiedy siać i rżnąć trzeba, ziemię uprawiać.
Każdego roku plony im się udawały,
należało tylko sadzić, aby ów cykl wznawiać.
Spichlerze pełne w pszenicę, owies, żyto,
zasolone mięso i wino paroletnie.
Znów na dziedzińcu, pod ścianą koryto.
Świnie z niego jadły, po prostu było świetnie!
Młynarz mąkę w młynie mielił zaangażowany,
że dzięki niemu nikt z głodu nie padnie.
O swoich sąsiadów bardzo zatroskany
przykładał się do pracy niezwykle dokładnie.
Bartnicy miód pszczeli z plastrów wyciskali,
myśliwi w głąb borów wyruszali zastawić sidła.
Sadownicy smaczne, soczyste owoce pozyskiwali,
z których przetwarzały ich żony na dżemy i powidła.
Rzeźnicy ze swoich wyrobów nadzwyczaj słynęli,
topili słoninę, wędzili tłuste boczki i kiełbasy.
Mięso sortowali, rozdrabniali i solili, na kawałki cięli.
Miasto rozrastało się i szło w świetne czasy.
Jednak każda miejscowość ma ciemne stronice,
mroczne części nieprzenikniętej świadomości.
Zaczęto karać, polując na wiedźmy, czarownice,
podając podręcznik do publicznej wiadomości.
Malleus Maleficarum i ostrzegawcze przesłanie,
które ze sobą niosło, budziło dziwne fobie i obawy.
Napisali je w wiekach średnich dwaj dominikanie,
aby sąd dla tych, co czary czynią, nie był łaskawy.
Powołana przez kościół Inkwizycja Święta
o nieprzejednanej sile, fanatyczna, zawzięta!
Umacniała się w potęgę i w siłę zadziwiającą rosła.
Nic dobrego dla rodzaju ludzkiego nigdy nie przyniosła.
Stosy, płomienie, tortury, gromadne szubienice,
w imię Boga w ofierze i darze mu składane.
Pustoszyła miasta, wsie i mniej nieznane okolice,
co orzekła, było złe i napiętnowane.
Święta! O niepodważalnym autorytecie,
z którego rodziło się fanatyczne zboczenie,
napychając sakiewki i chciwe kieszenie.
… niebo po burzy, szarych chmur faktura,
deszcz skośnie mżył, jak chciała natura.
Konie ciągły wóz żelazny starym szlakiem,
koło wozu szli strażnicy tym błotnistym traktem.
W środku wozu kobieta, która z zimna zsiniała,
wcześniej wpadała do wody, kiedy uciekała.
W dodatku pobita, zakuta w żelazne kajdany.
Na rękach wystąpiły pod nimi otarcia i rany.
Woźnica był opatem klasztornym. Ogłupiałym, łysym.
Podstarzały, miał na czole zmarszczek grube rysy.
Aresztowaną za czary i jej guślarskie praktyki
wwieziono do miasta, by zakończyć wybryki,
na jakie w pobliskiej wiosce się skarżono.
Z góry ustalono
już, że to pewnie jakaś czarownica,
którą czeka loch, ciemna piwnica!
Aby tylko chciała się przyznać, jak z diabłem trzymała
i w duchu bezbożnie mu swoje ciało oddawała.
Kobieta odmówiła przyznania się do winy.
Sąd uznał to za zniewagę, kpiny
ze strony oskarżonej.
Znowuż ona we wmówione
jej zarzuty uwierzyć nie miała zamiaru.
Nie przyznając się do guseł oraz innych czarów.
Jeden z sędziów oznajmił, iż diabeł i piekło jej służy.
I że nic dobrego jej w tym przypadku nie wróży,
jak się nie przyzna przed Bożym Trybunałem.
Kiwnął palcem na kata, a ten z zapałem
pochwycił ją za rękę i pokazał instrumenty,
każdy jeden z osobna. Nie został pominięty
żaden szczegół, do czego służy i jego detale.
Jednak ona w dalszym ciągu wytrwale
twierdziła, iż to jakaś pomyłka i pomówienie,
nie jest winna i błędne wysnuto o niej oskarżenie.
Sędzia dał znak, a kat czynił swoje,
z twarzą bez wyrazu, ze zwykłym spokojem.
Nie robił na nim najmniejszej i żadnej różnicy
pęk krzyków, jaki z jej gardła się wydobywał
i czy była to sylwetka świętej albo czarownicy.
Paznokcie swej ofierze kleszczami z nóg wyrywał…
Sędzia znów wrzasnął. Czy przyzna się do winy,
ona twardo w dalszym ciągu jednakowoż zaprzeczała,
a więc przywiązano jej do stóp i dłoni mocne liny!
W taki sposób nad ziemią głową w dół wisiała…
Przyznasz się teraz? – Doszedł głos z mroku sali,
a kat płonącą pochodnią włosy jej podpalił.
Wrzeszczała, a płomienie skórę głowy paliły,
ile tylko w płucach miała siły
jęknęła: Nieee… nie! … bo nic nie zrobiłam…
Głos urwał się, przytomność straciła.
Oblano ją strumieniem zimnej wody
z cebra drewnianego, który stał pod ścianą.
Sędziowie znów dbając o swoje wygody,
wyszli, bo w gospodzie obiad im podano.
Kiedy wrócili z najedzonymi brzuchami,
kat czekał już z rozgrzanymi obcęgami.
Jeden z sędziów rzekł: To Sąd Boży!
Czy widzisz krzyż przed swym obliczem?
To Bóg, który ten świat stworzył!
My znów jesteśmy boskim biczem
prawdy i kara cię nie ominie, jeśliś winna.
Tylko musisz się przed nami przyznać.
Powiedz prawdę! Nie bój się ją wyznać.
Kiedy ja naprawdę nic nie zrobiłam!
To jakieś wielkie nieporozumienie!
Odpowiedź torturowanej wystarczyła,
by kat podszedł do niej i na jedno skinienie
głowy sędziego zdarł z niej szatę,
nagie piersi i przy tym plecy odsłaniając.
Chłostał i smagał później po nich batem,
po raz kolejny przez ból ją nakłaniając,
aby przyznała się do tego, czego nie zrobiła.
Mowa sędziego znowu powróciła,
od samego początku zadając te same pytania.
Słowa trafiały do półprzytomnej jak przez mgłę.
Usłyszał urywane tylko zdania
no i słowa szeptem, takie jak: nieee…
Kat wiszącą głową w dół cucił zimną wodą,
dodając swoje wymyślne bolesne praktyki.
Nic nie było dla niego przeszkodą,
aby kontynuować sadystyczne nawyki.
Tylko ludzkie twarze się zmieniały,
jedne ciała mniej, drugie wytrzymywały
więcej tortur i bólu.
Ciała! Bo niewiele dla niego znaczyły,
pieniądze zaś za ten proceder się nie kończyły.
Oskarżona o czary wolno konała,
otwierała oczy leniwie, podobnie zamykała.
I te głupie niekończące się pytania,
aby wyciągnąć na siłę nieprawdziwe zeznania!
Klnąc się na Boga, bredząc inne bzdury!
I tylko tortury! Ciągnące się tortury!
Takich procesów mnóstwo zapisano,
gdzie powoływano się na relikwie święte.
Ludziom niewinnym wmawiano
masę wierutnych idiotyzmów. Przeklęte
jest to, że człowiek wytwarza jakieś marzenia,
które jako produkt umysłu budują wyobraźnię.
Najgorsze jest wtedy, kiedy do ich znaczenia
chce przekonać innych, a jeszcze wyraźniej:

„WSZYSTKO JEST DOBRZE DO KIEDY NIKT NIKOGO
NIE NAMAWIA SIŁĄ, ABY PRZYJĄŁ JEGO WZORCE
MYŚLENIA BĄDŹ STYL POZNAWANIA ŚWIATA,
KTÓRE UTWIERDZAJĄ FUNDAMENT W JEGO ŻYCIU”.

autor

30iel

Dodano: 2017-04-01 06:41:20
Ten wiersz przeczytano 841 razy
Oddanych głosów: 4
Rodzaj Bajka Klimat Dramatyczny Tematyka Wiara
Aby zagłosować zaloguj się w serwisie
zaloguj się aby dodać komentarz »

Komentarze (4)

AMOR1988 AMOR1988

No nieźle, jest co poczytać.

użytkownik usunięty użytkownik usunięty

Powiem tak.
Przeczytałem tekst dokładnie
wers po wersie i jestem pod
wrażeniem mocy tego przekazu.
Oczywiście dostrzegam też małe
potknięcia w pisowni. Warto
nad tym popracować.
Miłego dnia:}

karl karl

jak to miło się dowiedzieć co robili nasi przodkowie,
bo na rynku
dziś prawdy nikt nie powie.
Pozdrawiam serdecznie

Dodaj swój wiersz

Ostatnie komentarze

Wiersze znanych

Adam Mickiewicz Franciszek Karpiński
Juliusz Słowacki Wisława Szymborska
Leopold Staff Konstanty Ildefons Gałczyński
Adam Asnyk Krzysztof Kamil Baczyński
Halina Poświatowska Jan Lechoń
Tadeusz Borowski Jan Brzechwa
Czesław Miłosz Kazimierz Przerwa-Tetmajer

więcej »

Autorzy na topie

kazap

anna

AMOR1988

Ola

aTOMash

Bella Jagódka


więcej »