***Andrzejkowa mantra...
Bursztynowość w kluczu zaklęć krzyczę...
Tęsknotę miodnością wosku przelewałam...
W złotej poświacie blasku świec
przeznaczenie tańczy na ścianie…
Całe sacrum w świecie cienia
wtopiło w siebie hostię śpiewu
nadziei…
Bo Ciebie pragnę dostrzec…
Parzą zaklęcia...
Strach mały w kąciku oka.
I choć Aniołów nie ma,
mantrami chybotliwości świec
przyzywam Bursztynowego Anioła...
Nie ma bursztynowości,
smutek kapie marzeniami,
tęsknotami w płaczu wosku.
I tylko zielono mi... Zielono…
Nazwij mnie swoim szmaragdem,
zdmuchnij smutne włosy z zieloności oka.
Niech będę cała zatańczona...
Cała w marzeniu,
że potrzebuje Nam się nie rozmija,
że te czerwienie nie bardziej
brązowe…
Niech nie kradnę uśmiechów.
Bo nic bez Ciebie nie umiem,
bo nic nie potrafię.
Poczęstuj się rzęsą głodną poranka,
upij zdziwieniem,
w lekkim wydźwięku niedowierzania,
że nocami dwa odczytuje się pojedyńczo...
Spróbuj wmalować się we mnie...
Niech nie czuję się absurdalnie pustynna
w środku, w zieloności spojrzenia.
Nie muszę być zawsze słońcem.
Pozwól czasem być chmurą.
Szmaragdem…
...moje oczy są nadal zielone, w moich oczach wciąż kwitnie nadzieja...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.