Wiersze SERWIS MIŁOŚNIKÓW POEZJI GRUPA AUTORÓW BEJ

logowanie
Zaloguj
Nie pamiętasz hasła?
Szukaj

Angela Braun

https://youtu.be/Mg661sxjFdc

- Dziewczyna Hitlera, albo o ...
O ciele i duszy, życiu, pogańskich przejawach złudzeń

Angela Braun myje usta w kremie
pisze listy w języku Suahili
dzikie plemiona sprzedają jej ziarna, spermę
i żebra ze zwłok gigantów

Angela Braun fruwa, je, targana za włosy
krzyczy, biega po lesie, spływa na kawałku kory
dymi z rumowiska skał
wyłania się z mrowiska
krąży po ziemi w pociągach
zamiata wiatrem jak warkoczami
Jako deszcz widziała nasiona w ziemi
ziarna w kłosie, pchły w sierści i krew
na trotuarze, a jako promień słońca...

zgniotła ją ręka pary i grawitacja słońca
pustynia ją ogłuszyła, a trawa oślepiła
mrok ją porzucił, ubrania ją zjadły
porasta blizną na małym skrawku nieba

na rzęsach osiada i drży rosa
w blasku świecy gaśnie powoli wzrok umierającego,
twarz, zawrotne drgania gałek ocznych
zastygają w bezruchu
ślad życia odszedł, pozostało tylko
odbicie świecy w źrenicy
jezioro tonie w zmierzchu
łany zbóż falują
pochylane w swej żółci ku ziemi
jakby szeptały sen złoty rzeki o zasypianiu, wietrze
zapominaniu

- Żywa dziewczyna poprzetykana śmiercią

Żywa dziewczyna żegluje w łodzi swych kości
dziewczyna robot, anioł maszyna
dziewczyna z drewna, Ewa Braun
jest jej obojętna ludów męka
jęcząca utracjuszka Hitlera, kochanica mordercy -
pisze to martwy, powierzchownie żywy
od czasu do czasu wybuchający trup
zostający trupem nadal po tych atakach
zabójczej czułości
Nawet Hitler ma prawo do swojej namiętności
Anioł z gówna, Anioł z drewna, Anioł
zbierający pieniądze, Anioł kupiec

- Zagadka życia

Uda rozchylone i wysunięte z tyłu
poza oparcie krzesła, kobiece uda
jej sierść, jej czepek na włosy, jej siateczka
na wzgórek łona, mokra
nasączona
tamujesz krew tamponie, kobieta puszcza
sok jak pękające winogrono
łabędź spija ją, sperma na ustach
pierś falująca

Traktuj mnie jakbym była workiem!
Tak. Tak.

odbyt, otchłań --
zaglądam w cienie nocy, gdzieś tam
gdzie zagubił się wilk syty i owca cała
gdzie zagubił się znaczek pocztowy i
stężały pączek róży

łój z głowy, naślinia włosy, wilgotny
tampon, gąbka jej sromu
dziurki peruk, obrączki, pierścienie
nanizane na nitki włosów, lub otoczone
przez rureczki włosów
( martwa przestrzeń pocięta przez budulec
włosów pozostaje sama dla siebie
nieskończonością komplikacji i podziałów
możliwości,
jest też medium dla włosów, z którego
materia włosów wybiera dla siebie formę,
w której to przestrzeni może tworzyć formę,
gdyż tylko w przestrzeni jest ona możliwa )
włosy martwe, włosy rosnące w dół
do mózgu, do środka, włosy hipotetyczne,
potencjalne, asymetryczne, odwrócone skóry
wilkołaków
stare odwrotne puste strony przestrzeni
włosy cienie, odbicie włosów
interpolacja na zewnątrz, czy do wewnątrz
wypchane zwierzęta, świecidełka,
eksponaty, pierścionki na palcach
- zabrakło życia w jelicie, tam już
nie ma kału,
tylko zabobonny bród

- Symulacja trupa, czyli marzenia o życiu

Oddaliłem się od ciebie już daleko,
za siódmą górą za siódmą rzeką
ty stawiasz kroki w bruzdy ziemi, ja
twoje stopy zapominam
ty zbierasz pieniądze na ziemi ( złote
świecidełka? )
A ja na stronach w poczuciu zapomnienia
o realiach życia, w niegodnej nadziei,
chełpliwej, w niepewności,
w chaosie słów
zajmuje się wyławianiem bransoletek
z przełęczy, pieczary odbytu - niebytu
Ratuje się pisząc wiersze
których nie rozumiem, w pustce
symulując bicie w dzwony
w nieznanych kaplicach, na nieznanych
ulicach, w nieobecnych łzach,
w nieogranych rolach
pod ogromnymi sklepieniami niebios
wszystkich planet

ciała barwnych krzyków

Żeby tak się przebudzić do jeszcze jednej
gry o słowa ( nie mam siły odkrywcy )
Więc gdzie ja się pcham, powinienem
budować babki w piasku, rzeźbić,
głaskać i kształtować piach ( marny Pan Bóg )
Niepotrzebnie się oderwałem od tej czynności

- Bród i ubóstwo ( wyrażania uczuć przeżyć )
lądujące od czasu do czasu
w seksie i kolorach, he he

oczyścić się, przylgnąć całą powierzchnią ciała
do jej piersi, oczu i zakazanych miejsc
otworzyć flakoniki z pachnidłami
przeczytać dla rozrywki kronikę wypadków w gazecie
do porannej kawy
zerwać pieczęcie przesyłek pocztowych
wynieść graty, przeglądać w gazetach
codzienne lokalne rewelacje
położyć się na śniegu, marmurze
chłonąć bez dreszczy i obaw duszny deszcz sierpniowy
w lekkim stroju Adama
nie pamiętając o dziurach, palach,
topielcach, rozpadlinach, minach
przelać krew, wygrzać się na słońcu, żyć
dla niej, tylko dla niej
Kurwa, zespolić się i rozkołysać,
popłynąć w łodzi mych kości,
w mym zdenerwowaniu, w orgazmie,
w rozdygotaniu, rozkoszy, w kroku
W objęciu nogami mocno, mocno
lampy i szyn tramwajowych, pala, jej talii
( nie wiem, ta chęć obejmowania nogami
to trochę homo )
w ruchach, na niej, w niej

Chuj, Gówno, Samotność

słońce oświetla krzewy i bratki tak
że żółkną, stając się
nierzeczywiste, widoki ciał na drugim
brzegu,
skwar znaczą przebudzenie, to mnie
porywa
w rozkład, rozpad, ciszę, seks, miłość
gnać, biec, ja widzę, że świat nadal tu jest
przemyka za oknami pociągu zlewając się
w bezkształtną miazgę
czekam na znak
mogła byś mnie uczyć jakich chcesz
przyjemności
wynikających z jedzenia, czy wydawania pieniędzy
bo co ty właściwie lubisz, mnie to obojętne,
czy to się świeci, czy to żyje
czy jestem kibicem Rakowa i mam
zapierdolić kibiców Lecha:
- Słuchaj daj złotówke - nie masz - lepiej daj
- sprawdze a jak znajde u ciebie forse
to jest cała moja- słyszysz huju itd. , przypierdalać się
mam po pijanemu do ludzi? Tego chcesz?

Nie odrywajcie mnie od babek piaskowych! he he!

genialny malarz wziął kubeł farb i
wylewa je po kolei na płótno, żółte słońce
pręgi na skórze
daj wyrysuję ci tatuaż, smoki, fontanny,
pociągi, kwiaty, które pamiętam
wściekłe chlapnięcie
daj wyleję na ciebie wiadro pomyj,
uruchomię kolorowe reflektory

- Fascynacja ciałem

chłostane nędzarki, agonalne ciała żebraków,
pożywiające się w stołówkach, powoli, bezsensownie,
śmierdzące
porzucone, znieważone, wystawione na
sprzedaż, kawałki mięsa, zdeprawowane,
zniszczone, rozbestwione, czekające
na wejście w nie
zaniedbane, wykorzystane, bezwolne, bezwładne
kochane, żałosne, pięknie chore

- Alkohol czyli zagadka tożsamości

skóra głowy poprzetykana gładko spiętymi
czarnymi włosami, ich rozkwitem, ich życiem
w jej życiu, jej zrywem w jej apatii,
jej krwią pełną piwa, która ją niesie ponad nią samą,
przenosi ponad zagrodami dla bydła, wygnańców,
zesłańców, grzeszników
w szum sal, w objęcia
z dala od matki, teraz już wroga
kobieta dojrzała jak napęczniała śliwka,
stara pomarszczona jak zasuszona śliwka
z dala od barier i zakazów, z dala od
mostów i kładek ponad przepaściami
nad największymi górskimi szczytami
w otchłani,
cała w jednym zrywie, mówiąca jednym
głosem, zjednoczona, przemieniona,
wyzwolona
pocisk namiętności,
z dala od siebie sprzed paru godzin
bo to nie ona, to jest ponad nią,
jest ponad własnym wahaniem i wrażliwością
ponad mieliznami, nie poddająca się ocenie

- Polot czyli , nie o rozum przecież chodzi ( o mnie )

z dala od bioder i sutek, od tańca i muzyki,
od przyjaźni i objęć, od pocałunków i zmierzchów,
od dziewiczych lasów i dziewcząt
z dala od zagród i falochronów
i magmy i soczystości i kości
operując nadgarstkiem w szczękościsku by
uprzejmie namalować dla mnie kościół
z bransoletką na ręce i kości i śmieci,
śmietnik pełen ludzkiego ścierwa, obozy
koncentracyjne i komorę spalania silnika
rakietowego i psa połykającego żwir i
wiadro z wodą i wodza zwierzęcej armii
odbytnice, ha ha, ośmiornice
odwrotne puste strony, zapuszczone motory
ciężarówek, benzyna wycieka z nich do rzeki
lśni w słońcu zawiesina kolorów
odjazd karawany po złoto, do Afryki
przez morze, przez wodospady, kręte uliczki

korodują fale, świecą odpryski

- Wszechobecność, duch

wmalowała mnie w kilimy i makaty ze złota
gdzieś w orientalnym miasteczku
na ścianach przędza jedwabnika, z której
wykluwa się obrazami, więzi się w nich
na starym kominie zacieki stworzyły jej obraz
i chmury płynące łagodnie na wietrze
i cętkowana skóra węża, pantery i pióra
wszystkich egzotycznych ptaków

- Natura samiec

ziarnka pustyni, sekunda po sekundzie
miliony ociekających łez, całe wodospady
wielotonowe bloki powietrza i pyłu spojrzeń
i szmery snieżnych płatków, igiełki nocy
zawładnęły jej snem,
odebrały jej tlen, miłosny życia tren,
woalkę panny młodej mrówki skalały odwłokami,
a czułki motyli zagłaskały białka oczu do czerwoności,
pyłek srebrzysty nocnych ciem osiadł na masce twarzy,
odwróconej w jego nocne wołanie
Zaczyna dusić się tym ciężarem zachłannych
rąk i ust wtłaczających jej oddech
z powrotem do piersi
egoistyczny samiec złożony na jej brzuchu
i piersi śpi
wywierany przez niego nacisk nie pozwala jej
napełnić piersi ostatnim haustem powietrza
poruszyć się
kona w miłosnym śmiertelnym uścisku
bezwolna, poddająca się

wmalowała mnie w rozpadający się dom,
płomienie
zapłakane twarze wiosny i niemowląt
ogniom podobne i górom
dymy kadzideł
tropy ściganych jeleni
rozkrzyczana wypłakuje się na moim ramieniu
topi się w rzece, ryby ucinają jej ręce,
światło zabrało jej pół twarzy
a ja opiłem się mszalnym winem
i wypadam w ślad za nią w ramiona fal
dusimy się krzycząc
ubrana w habit zakonnicy chce usidlić rzekę,
oddychać pod wodą, rzuca się do utraty tchu
histerycznie jęcząc, próbując kopulować z wodą
odradzam się, odgradzam w palącym wstydzie
na oczach jęczącej utracjuszki, która próbuje
rozerwać mi serce swoim żądłem

- Zakończenie ( śmierć )

A Angela Braun na starym gobelinie,
gdzie jelenia dopada polowanie,
gdy pije ostatkiem sił wodę ze strumienia,
jest rzęsą tego jelenia, trzciną
przygniecioną jego kopytem,
perlistymi kroplami w jego gardle,
jego krzykiem,
spokojem drzew przyglądających się temu,
ale głównie jest błyskiem słońca w jego oku,
sierści, jego rzęsą.. tak jego nic
nie wiedzącym światem przeznaczonym
na zapomnienie, który nic o tym jeszcze nie wie,
ale rosa i słońce już wiedzą, ale
rosa i słońce są na rzęsie, więc
ten świat ucieka, uciekł, a polowanie przylatuje,
ale jeleń już nic nie czuje, krzyki jeźdźców i
ujadania psów dochodzą z daleka
bawi się piłką, wspina po górach, pływa
razy i ugryzienia psów nie bolą
A teraz nagle to wszystko wraca do
jego świadomości i czucia
Co za chaos, zgiełk... - straszne...,
ale rzęsa nic o tym nie wie,
rzęsa na niebie, odwłok ważki zanurzony
w rzece.

autor

Belamonte

Dodano: 2020-06-17 11:47:32
Ten wiersz przeczytano 5054 razy
Oddanych głosów: 2
Rodzaj Epigramat Klimat Refleksyjny Tematyka O brzydocie Okazje Dzień Dziecka
Aby zagłosować zaloguj się w serwisie
zaloguj się aby dodać komentarz »

Komentarze (3)

Belamonte Belamonte

dałem myślniki, czyli podział na sekcje,, Dzięki za
przeczytanie i przetrwanie tego potężnego ciosu poezji
:)

valanthil valanthil

To trza po kawałku. Ogromniasta porcja. Do tego dość
wytrawna.

Belamonte Belamonte

no więc, pomęczę was starocią, po Blondi niech będzie
Angela Braun, kobiecość, neurotyczny odbiór,
identyfikacja, role męskie i żeńskie, trochę nie dla
wrażliwych, są przekleństwa, Przygody młodego Oriona -
tak teraz bym to nazwał (z tomu
dionizyjsko-dekadenckie - tak kiedyś nazwywałem
pieerwsze tomy, więc były egzystencjalne, sytuacyjne
impresje, filozoficzne - potem zacząłem nadawać
tytuły ale te rodzaje do tej pory są mi użyteczne.
Najbardziej chyba zawsze lubiłem
metafizyczne-bez-podmiotu.

Dodaj swój wiersz

Ostatnie komentarze

Wiersze znanych

Adam Mickiewicz Franciszek Karpiński
Juliusz Słowacki Wisława Szymborska
Leopold Staff Konstanty Ildefons Gałczyński
Adam Asnyk Krzysztof Kamil Baczyński
Halina Poświatowska Jan Lechoń
Tadeusz Borowski Jan Brzechwa
Czesław Miłosz Kazimierz Przerwa-Tetmajer

więcej »

Autorzy na topie

kazap

anna

AMOR1988

Ola

aTOMash

Bella Jagódka


więcej »