Anioł w klatce zamknięty
Staram się dosięgnąć dłonią szczęścia..
lecz czegoś wciąż mi brakuje..
ciągle ktoś mnie łapie za nogi..
i nie pozwala popłynąć w górę..
Ciągle ktoś trzyma nademną topór..
bym się bała ulecieć do góry..
i straszy że odrabie mi skrzydła..
gdy tylko zanurze się w chmury..
Ciągle ktoś mi nogę do słupa
przywiązuje..
I śmieje się gdy sam tonie w wolności..
a na mą twarz z nieba pluje..
by odebrać mi resztki godności..
Codzień mi jedno pióro wyrywają..
lub łamią skrzydło gdy jestem
niegrzeczna..
a po moich skrzydłach czarna krew
spływa..
i tylko w klatce jestem "bezpieczna"
I teraz siedze jak kanarek w klatce..ze
złota prawdziwego..
I dają mi jedzenie i picie..
ale powiec co z tego..
gdy wolności pragnę ponad me życie..
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.