Arbeit macht frei
Noc wraz z ciemnością przyniosła ciszę
Nie słychać już głosów, nie słychać
poniżeń.
Nie ma tych twarzy co chcę tylko spodlić,
wyśmiać i obrabować.
Przez wielkie szczeliny barakowego dachu
Wkrada się ziąb, śnieg i trwoga.
Leżę na plecach patrząc się w sufit
Nie mogę inaczej – sińce wciąż
bolą.
I w takich chwilach, gdy z głodu spać nie
mogę,
Myślę o domu, o rodzinnych Wadowicach.
I przypomina mi się moja mama
Tak ładnie ubrana…ze złością
zabijana.
Widzę też braci pod ścianą stojących
I ich drżące ręce uniesione do góry.
A potem strzał… drugi…
trzecie
Moim bliscy leżą na ziemi jak śmieci.
Tylko ja zostałam ocalona, zgwałcona i
poniżona.
Transportem wysłana do Oświęcimia
Na śmierć, na zagazowanie.
Obcięli mi włosy, zabrali ubranie,
Kazali pracować nie patrząc na
wyczerpanie.
Jeść mi nie dali, kawy tylko odrobinkę
Zimnej, paskudnej – obrzydliwej.
Bili łopatą gdy sił już nie miałam
Ciągnęli po ziemi, spluwali, krzyczeli.
Lecz ja się nie dałam zaciągnąć do
pieca.
Nie! To nie dla mnie! Ja jestem silna!
I żyję tak już od kilku miesięcy
W strachu, głodzie i bólu.
Patrzę na dzieci wysiadające z wagonów,
Na żony, matki, ojców i dziadków.
Już tylko chwila dzieli ich od komory
Ostatnie chwile spędzone na ziemi.
I wiele razy im zazdrościłam
Nie muszą już płakać, nie muszą już
wzdychać.
Smród z krematorium wdarł się do bloku
Hoss znowu jeździ na swym rumaku
W około obozu na czarnym koniu
- pan życia i śmierci.
Już jasno się robi – pora wstawać
By zdążyć się umyć nim braknie wody,
By załatwić potrzebę trzymaną od wczoraj
Bo można nie zdążyć wśród krzyków i
szturchań.
Już pierwsze więźniarki wychodzą z
baraku
Jęczą, skuczą, Boga wzywają.
Lecz On ich nie słyszy, tych łysych
śmierdzieli
Już o nich zapomniał, wymazał z pamięci.
Ja jednak wierzę, że czuwa nade mną,
Broni przed śmiercią, wyciągnie mnie z
tego.
I każdej nocy gdy kładę się na zawszonej
pryczy,
Modlę się by przyszło wyzwolenie.

kamikadze

Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.