bajeczka o skądinąd znanym (byku)
nie jest to historia wzięta prosto z
filmu
ale tak jak ona aż się nie chce wierzyć
miała miejsce w Polsce w gminie
Ryczywole
(dla potrzeby chwili nazwę można
zmienić)
w upalną niedzielę na zielonej łączce
w cieniu starej wierzby wzdychał siwy
buhaj
wspominał z iskrami w mętniejących
oczach
podziw jaki niegdyś swym wyglądem
wzbudzał
każdy kęs wspominek popłukiwał łzami
to co pozostało w maślanym spojrzeniu
odsączał chmurami zdobiącymi niebo
skubiąc czterolistną nieco już podwiędłą
spokój przerwał wicher porwał szczęście w
górę
zielony parasol pogubił łopatki
pojawił się Anioł na puchatym szczycie
przeciągnął piórami nad spłoszonym
płatkiem
ten w dół zawirował do swojego pana
trzy nie powróciły uczą świętych latać
jeszcze nie tak dawno osiadłe na ziemi
dzisiaj wywyższone fruwają w zaświatach
a stary Fernando radosny jak dziecko
upajał się szczęściem jak przed wielu
laty
przeganiał z zagrody tęczowe motyle
splatał rozkwiecone wianki aromatów
niegdyś oklapnięta życiem koniczynka
znowu owiośniała znowu jest piękniejsza
spoglądając oczkiem na byczka swawole
cichutko westchnęła - lepiej tu na dole
tam na górze nudy bale wszystkich
świętych
moje szczęście oddam tym mniej
wyrośniętym
(i choć byczek siwiał jeszcze wiele lat
nigdy nie opuścił go zielony brat
powierzony wszystkim błądzącym po ziemi)

mroźny



Komentarze (3)
fajnie wyszło z tym bykiem w tytule "skądinąd",
zamierzony czy nie?
Ładna bajeczka, ale jakoś sedna nie załapałem.
Przeczytałem z przyjmnością>+
Bajeczki lubię, więc i Twoja też przeczytałam z
przyjemnością a rano poczytam jeszcze raz aby
zastanowić sie nad morałem...