Bajka o schemacie
Kiedy ich stworzyłem, siedzieli przy stole.
Jedli śniadanie. Matka, ojciec, córka, syn.
Nie byli wcale oryginalni. Szczerze mówiąc,
zupełnie nie nadawali się na bohaterów
czegokolwiek. Zwykli, schematyczni. Schemat
wkroczył do ich rodziny wraz z wybudowaniem
domu i odtąd żył z nimi tworząc ich Dobrym
Tatusiem, Kochaną Mamusią, Grzeczną
Córeczką i Mądrym Synkiem. Nie wiem, z
jakiego powodu zaprzątnęli moją biedną
głowę, czemu zmusili mnie do pisania. Nimi
rządził schemat, mną oni, a więc,
reasumując, można wywnioskować, że
chwyciwszy tą kartkę stałem
się...schematyczny? Stałem się maszyną.
Jednostką pracująca. Przez idealną
rodzinę
***
Uprzejmy starszy pan w beżowym kapeluszu
podążał uliczką wymachując laseczką i
gwizdał wesolutko. Głowa mnie bolała.
Pulsował ból. Pewnie pan kierował się ku
piekarni, gdzie zamierzał kupić świeże
bułeczki. Ręka mi drżała, trauma
najokropniejsza. Zwykli, przeciętni
obywatele kupują w piekarni świeże
bułeczki. Zawsze. Nigdy w aptece. Płynąłem.
”Cóż za rześki staruszek”-
pomyślała miła pani z warzywniaka, pakując
grzecznej dziewczynce korniszony do
piórnika...Cały świat płynął. Rozpływał się
w ustach i w oczach, moje myśli
sparaliżowane, atak, kontratak i śmierć.
Bolał mnie schemat. Bóg głaskał mnie lekko
po włosach. „Czasem i staruszek musi
się dowiedzieć o twoim świecie,
dzieciaku”. Nie rozumiałem.
Rozpływałem się w bólu. „Zamknij
żyłkę staruszkowi. Niech troszkę
poumiera.” Zamknąłem. Rozpłynąłem się
w bólu.
***
Poszedłem dziś do urzędu. Napuszony
biznesmen wznosił w górę stuzłotowy
banknot. „Oto ciało Chrystusa.”
Amen. „Ty nie dostaniesz, grzeszyłeś,
wyspowiadaj się.” Był dzień wypłaty.
A wcześniej jeszcze ewangelia według św.
Żagla. „A święta Jolanta rzekła:
pozwólcie Kunie przychodzić do mnie”
Boże, Boże mój, powiedz, że to iluzja, że
to kłamstwo, to nie nasz świat, to tylko
chora iluzja! Wybiegłem. Nieosobliwe
jednostki patrzyły z oburzeniem. Rozbiegłem
się.
***
Znów boli mnie głowa. Znów pulsuje bój i
rozpiera mnie od środka. Miły pan w
garniturze prowadzi za rączkę grzecznego
chłopca. Podążają w kierunku sklepu z
zabawkami. A gdzieżby indziej można było?
Ja już nie mam krwi.
Chłopiec wesoło podskakuje, czerwony
samochodzik lśni w jego rękach. „Ależ
miły ten chłopiec” pomyślał pan z
budki od lodów. „Taki
grzeczny”. Umieram. Zatracam się w
myślach. Samochodzik jeździ monotonnie w
kółko. Już mnie rozsadza. Zaraz zginę,
umrę, powieszę się...Samochodzik kopnięty
przez grzecznego chłopca rozpada się na
kawałki. „Cholera!” Klnie mały.
Ależ ulga...Uff...Ja żyję!
Chłopiec był w wieku przedprodukcyjnym.
Jednostka nie dająca pożytku ogółowi.
Zabić.
***
Szedłem przez świat, ulice. Domy obywateli
świeciły mi w oczy. W szkole dzieci się nie
uczyły, była wiosna i waliła mi w głowę
młotem zapachów. A noc była tuż- tuż. Żaden
porządny obywatel nie wychodzi z domu po
zmroku. Morderców jest tyle, złych
ludzi...Niedobrze mi. Cholerna struktura
schematu. Poszedłem na łąkę. Była noc. Na
niebie świeciły drzewa. Po łące chodziły
wielbłądy i pasły się chmurami, które wraz
z makaronem rosły na krzakach. Fruwały
koty, ptaki dawno pomarły. Ani krzty
schematu. Nie było go wcale tak dużo.

siostra Franciszka


Komentarze (2)
schematy męczą , sprawiają, że czujesz się trybikiem,
chcesz być wolnym człowiekiem... każdy winien mieć
swoją łąkę na której pasie myśli wolnością choćby
tylko wyobraźni... to wolno... w tedy czujesz, że
żyjesz...(czy o to chodziło nie wiem..., ale
przyznam, że niesamowity i niejednoznaczny tekst.
stereotyp blondynki?
gadam z bratem Franciszkiem?
Proza całkiem, całkiem.
Pozdrawiam.