Bez wyjścia...?
Ciągłe oskarżanie, błędów wytykanie
zero zrozumienia, żal nie do zniesienia,
że tak piękną miłość utopiliśmy
w codzienności gorzkich, smutnych dni.
Choćbym się starała, rękę wyciągała
czuję odrzucenie, winą obarczenie,
że nie jestem żoną jaką chciałbyś mieć
łagodną, posłuszną – więc mówisz mi:
precz!
Kiedyś byłeś czuły, troskliwy, kochany,
a teraz zadajesz ciągle nowe rany.
Może się zatrzymasz i zobaczysz, że
nie jestem twym wrogiem -
tak nie zmienisz mnie.
Bo ja potrzebuję ciepła i czułości
Pełnej akceptacji, wyrozumiałości.
I jeśli mnie kochasz i chcesz szczęścia
mego
Uwierz! Że ja pragnę też tego samego.
Bez win, osądzania, bez krzyków i złości
dajmy sobie szansę i naszej miłości.
Komentarze (2)
bardzo życiowy wiersz...proza życia zabija miłość,
jeśli oboje się nie staramy o romantyczne
gesty...zazwyczaj po ślubie spadają różowe okulary i
trudniej o komplementy,a zmęczenie wskutek nawału
obowiązków rodzi zniecierpliwienie...
Tak, kiedyś było cacy-cacy, prawda? A teraz... ech,
powiem tylko, że współczuję. Wiersz super. Pozdrawiam
cieplutko ;-))