Bezkresna apokalipsa
Wojna terror
wielki wybuch
człowieczej głupoty...
nastąpił kres...
ziemi kres...
Czerwone słońce
rzuca rażące
promienie...
pali skóre ludziom
żar sypie do oczu...
wybucha...
pryska niosąc
kres marzeń
przyszłości na szczęście...
Płoną już lasy...
gotują sie morza...
tylko okrutny jęk
i wrzask
niewinnej zwierzyny
skazanej na potworne
cierpienia...
nie ma już nic...
bezkresne pustkowia
poczynione ręką
ludzkiej głupoty
sterczą wsród
nagich wypalonych
konarów drzew...
i stała się ciemność
przerazliwa ciemność...
czuje lodowaty
chłód śmierci...
Ciemność nieprzenikniona
zrzuca gwiazdy
na ziemię...
to aniołowie
zabijają dobrych ludzi...
ohhh...
z głuchym trzaskiem
rozwiera się ziemia
Czarny Pan w błyszczącej
szatańskiej zbroi
napłonącym koniu
pogania do piekła...
Siedzi z nim
Ból płaczący ludzkimi łzami
Śmierć chichocząca
i milcząca Nadzieja przebaczenia...
Potem nie ma juz nic...
tylko cisza potworna
przynosząca grozę...
Pęka ziemia,
rozsypuje się tysiącami
ludzkich serc...
to już koniec...koniec...
Człowieku zrozum wreszcie...
to Ty niesiesz koniec...
ten potworny koniec...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.