Bezszloch
Krzyk i zgrzyt i szczęk metalu,
Wróćmy znów na parkiet balu!
Gdzie wnętrzności czerwienią
I krew rumienią
Się...
Drogi Boże widzisz zblakłe twarze?
Widzisz oczodołowe wklęsłości?
Być z trupem i z trupem pląsać marzę,
Bez niedomówień i nieścisłości
Tańczyć...
Miłości w niemiłości odsłonić brzuch,
Włożyć palec w wypustkę losu,
Usłyszeć tedy głośne "gruch",
Może uniknąć się da nieuniknionego
stosu?
Losu, stosu, pieprzu i chmielu,
Wierzę w siebie, w moje winy,
Koloru bieli w topicielu, o głowach
wielu,
To jakieś makabryczne kpiny...
Bezuczuciowo tak w tym miejscu durnym,
Beznamiętnie w tej sytuacji...
Bezszlochu przyjdź do tego niemożliwego
zatwardzialca,
Naucz go Śmierci czy Boga nawet...
Komentarze (1)
Wiersz Twoj powstał pod wpływem ogromnych emocji...Ty
krzyczysz...widać tu wybuch dlugo skrywanych
uczuć...świetny, ująłeś doskonale to co chcesz
powiedzieć...