bluza
Temu, który już mnie nie zastanie nigdy.
Chłód,
jesień stąpa ciężkimi krokami,
wdrapuje się na dachy betonowych lasów,
kroczy opuszczonymi parkami,
zaprzęga do pracy wiatr,
by znów wyrwał z życia liście
barwiąc je kolorem złota i gorących
pomarańczy…
Siedzę w tę chłodniejszą niż dawniejsze
noc,
otula moje ciało puszysta bluza.
Dawniej twoja,
dziś tylko zapach twój pozostał.
Plusz pieści skórę,
tak jak ty kiedyś
nocami to robiłeś,
dziś wieczoru twoja bluza
ogrzewa ramiona,
wtula się w nagie ciało.
poczułam dreszcz...
Ciebie już nie ma,
zapach twój pozostał,
unosi się jak proch po strzale
prosto w pierś.
Jak zza mgły już pamiętam jak mnie otulałeś
nią,
gdy chłodniejszy prąd w powietrzu nadszedł
I znów dreszcz…
Wtedy jeszcze trzymaliśmy się za dłonie.
Nierozłącznie i nierozwiązalne
jestem naiwna...
Dziś to ona ma prawo pieścić moje
ciało,
znów ogrzewać je w chłodną noc.
Ty odszedłeś.
Bezkarnie.
Mam nadzieję, że wiesz iż to nie ty dziś
będziesz pieścił mnie.
Może położę się w niej spać,
zasnę kamiennym snem,
w tej pościeli, w której wcześniej
odkrywałeś ciało moje
kryjówki, rozkosze, marzenia... pieszcząc
je.
Kolejny dreszcz…
W której jedliśmy wspólne kolacje
po której okruchy plecy jednego z nas
drażniły kiedy po raz tysięczny
próbowaliśmy uwieść się.
Ja głupia!

Cardamon

Komentarze (1)
bedzie lepiej pozdrawiam