ból kochania
To bardzo boli. Ale to bardziej ból duszy
niż ciała. Taki ból egoistycznej duszy. Bo
egoizm to dominująca cecha człowieka. Od
momentu, kiedy pojawił się na ziemi,
wszystko robił z egoizmu. I to nie prawda,
że człowiek jest miłością, którą dostał w
darze od Boga. Bo Bóg jest miłością i tego
nie może zakwestionować nawet najwytrwalszy
ateista. Choć ateiści negują istnienie
Boga, ale istnienia miłości żaden z nich
nie neguje. Bo kocha każdy. Tylko, że za
każdym razem inna to miłość, inne kochanie.
Kochać można drugiego człowieka, zwierzę,
dom, pieniądze, ale kochać można i zwykły
kamień czy patyk znaleziony w lesie. Wielu
z miłości przemienia ten kamień lub kawałek
drewna w coś bardziej wymiernego i kocha
dalej. Kocha do tego stopnia, że stają się
one obiektem jego kultu lub pożądania. Czy
to nie miłość? Miłość może przecież objawić
się w każdej postaci i zawładnąć naszą
duszą i ciałem. I bywa najczęściej
egoistyczna.
Boli kiedy miłość przestaje mieć sens.
Kiedy obiekt miłości wymyka się z objęć
naszego uczucia. Dlatego lepiej kochać
kamień czy patyk niż drugiego człowieka.
Ale czy kamień i patyk mogą odwzajemnić
nasze kochanie? A czy człowiek potrafi
więcej niż twór nieożywiony? Kamień jest.
Patyk istnieje. Drugi człowiek może odejść,
zranić, zdradzić... Zawsze może. Czy więc
sensownym jest lokować swoje uczucia w tak
niepewną inwestycję, jaką jest miłość do
drugiego człowieka? Bo przecież człowiek ma
wolna wolę i zawsze może zrobić to co chce
zrobić. U człowieka uczuciem wyższym niż
miłość jest egoizm. Ale egoizm to też
rodzaj miłości... Miłości do siebie.
Miłość to ból... Ból przed, w trakcie i po.
Ból serca, do którego człowiek się
przyzwyczaja. A jednak przyzwyczaić się do
tego bólu nie sposób, bo każda nowa miłość
rodzi nowy ból. Inny. Kolejny. Nieznany
dotąd. Ale przecież pomimo tego, że boli,
pragniemy by bolało. Mamy przyjemność w tym
bólu. Człowiek jest istota masochistyczną.
Pragnie kochać, wiedząc że to musi boleć.
Najpiękniejszy jest ból zakochiwania się.
Te pierwsze chwile, kiedy serce wariuje z
bólu. Kiedy trzepocze się, przystaje, to
znów rusza do galopu. I boli. Jakże pięknie
boli. Także z niepewności... Boli, gdy pada
pytanie, czy to drugie serce też zacznie
współboleć? Potem, gdy już odpowiedzi są
znane i oba serca bolą razem, to ból dalej
jest obecny. Bo musi być obecny. Inaczej
serca przyzwyczaiłyby się do sytuacji i
miłość przestałaby mieć sens. I serca ranią
się nawzajem kochając jednocześnie, by ból
przypominał, że się kocha. Ale boli
najbardziej gdy miłość ulatuje. Boli wtedy
pustka. I łatwiej, gdy jedno z serc
przestaje bić na zawsze... Wtedy mniej
boli. Najbardziej boli gdy kochane serce
zaczyna bić do innego serca. Ale przecież
to tylko kawałek mięsa i jest w stanie
przeżyć naprawdę ogromy bólu. Oczywiście
obiecuje sobie, że już nigdy więcej
miłości, bo nie chce by już bolało. Ale jak
to serce, głupie jest i do końca swojego
istnienia tęskni za bólem i tęskni za
miłością. W końcu znów znajduje sobie
obiekt miłości i znów pławi się w tym swoim
bólu bez granic...
Komentarze (4)
utonąłem w twoich oczach
w błękitu ich toni...
bardzo fajne przemyslenia sklaniaja do zadumy
pozdrawiam serdecznie :)))))
"Lomatko" powtorze"lomatko"
Chociaż trudno było doczytać do końca,to i tak się
poryczałam nad tym, bólem miłości i tylko cieplutko
pozdrawiam!