Boże Narodzenie
Był 22 grudzień, śnieg lekko pruszył
Niemały tłum jeszcze na zakupy wyruszył
I jasnowłosa pani też wyjść zamierzała
Eleganckie podarunki dać bliskim chciała
Właśnie szkatułkę z pieniędzmi otwierała
Gdy nagle poczuła ciepło, rozpromieniała
To świeca zapaliła się na fortepianie
Zapraszając ów kobietę na wspólne granie
Powieki lekkie, niczym spokojne fale
mórz
Policzki jej skropione rosą czerwonych
róż
A palce jedwabne w tańcu zanurzone
Nucą "Bóg się rodzi", spokojem otulone
Chwila nie stąd, ze złotą aureolą ona
Tajemnicą i rumiankami ozdobiona
Nagle smukły promień świecy chwyta ją za
dłoń
Stoi przed nimi, kwiatów i jabłoni czuć
woń
Ramiona wschodnich drzwi rozchylają się
przed nią
Noc, trawy światłem jedynej gwiazdy się
mienią
Bezwładnie upada przed Bogiem na kolana
Osłania zamyśloną twarz, cała oddana
24 grudzień, dzień oczekiwania
Dzień jedyny, nadziei i Boga zesłania
A ona klęczy i wiarą tuli swą gwiazdę
Lecz drzwi zamykają się, choć pozostać tu
chce
Muzyka milknie, płomień gaśnie, woń
odchodzi
Jedna chwila umiera ale inną rodzi
Jasnowłosa pani tylko torebkę chwyta
Jest już późno, biegnie, twarz jej smutna i
skryta
Zastawiony stół, wszyscy się obdarowują
Tylko po jej sercu rozpacz i wstyd się
snują
Łzy płyną, sięga do torebki po
chusteczkę
I oto widzi małą kwiatową karteczkę
A w niej prezenty dla wszystkich
domowników
dla samotnej babuni - częstsze
odwiedziny
dla brata - odpuszczone wszystkie dawne
winy
dla mamy - z ciężkiej choroby
ozdrowienie
dla taty - wyjście z nałogu,
ukojenie
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.