Broszka i krawat
Pani z panem w hotelowej restauracji
smaczną kolacyjkę jedli
Zaś uwieszeni u ich ubrań broszka i krawat
dyskurs z sobą wiedli.
Srebrna broszka perorowała o zachwycie pani
dla jej piękności
Jedwabny krawat grzmiał basem jak to pan
cieszy się z jego przydatności.
Mówi broszka: ja na piersi swojej pani
lśnię, urody jej dodając
Krawat na to: zwieszam się u pana szyi
szyku mu zadając.
Puszą się i przygadują kto gra większą rolę
Lecz nie wiedzą, jaką będą za chwilę mieć
dolę.
Bo pan z panią po kolacji patrząc sobie w
oczy
Idą spiesznie do sypialni spędzić resztę
nocy.
Tu jej zniecierpliwiona rączka krawat
szybko zdjęła.
Suknia z broszką srebrną także na fotel
sfrunęła.
On nie myśli o krawacie, chociaż go przed
randką mozolnie dobierał
Wzrok utkwiony ma w dziewczynie, którą
przed chwilą rozbierał.
Jej nie w głowie jakaś broszka, nawet jeśli
srebrna
Kiedy Amor grę swą zaczął, jest już
niepotrzebna.
Zamilkł krawat, broszka także, już się nie
sprzeczają
Zmięci leżą na fotelu; minki smutne mają.
Tak prysł urok krawata i czar srebrnej
broszeczki
Kiedy ich właściciele znaleźli inne
maskoteczki.
Z tej przypowiastki morał taki: Nie przechwalaj swej piękności Póki nie znasz jej wartości.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.