Burza
W azylu splecionym
Z dziesięciu palców
Moich dłoni
Ukryłem Cię
Gdy wiatr w konarach drzew
Targał skrzydła Twe
Tańczyłeś z liśćmi ,złem opętany
W szaleństwie tym, zatraciłeś się
I swobodnie tak, spadałeś w dół
Słońce swe oblicze za czarnym płaszczem
skryło
Mój cień z moim ciałem jednością się
stał
Pośród szelestu zielonych traw, szukałem
Cię
Pierwsza kropla upadła
Na moją suchą dłoń
Cofnąłem szybko ją
Dreszcz przeszył mnie
Lecz nie wiem sam
Czy to był strach , czy chłód
Nagle rozległ się huk niczym wystrzał stu
kul
Pod naporem jej sił ,drzewa ukłoniły się w
pół
A gałęzie ich nuciły błagalną pieśń
Zapadający zmierzch rozjaśnił nagły
blask
Zapłonął horyzont i dopaść mnie chciał
Cofnąłem się o krok i upadłem na wznak
Spłynęła kropla ,może łza
Otarłem ją i Wstałem !
W azylu splecionym
Z dziesięciu palców
Moich dłoni
Ukryłem Cię
Komentarze (2)
Cudnie,bardzo zmysłowo..
Ładnie:-) i bardzo miło. Pozdrawiam serdecznie