CHOROBA SPOŁECZNA
Po dosyć długiej przerwie spowodowanej ciężką chorobą, powracam na strony miłośników poezji humoreską, ciesząc się z powrotu do zdrowia. Wszystkich autorów wierszy serdecznie pozdrawiam.
O pewnej chorobie będzie tu rozprawa,
społecznej i znanej od dziada,
pradziada.
Groźniej, czy ja wiem? Jednak zbiera
żniwo,
różne jej symptomy, że aż bierze dziwo.
Język tej rozprawy będzie zaściankowy,
jakim lud rodzimy włada powiatowy:
Szedł górnik na szychtę, ciutkę mu się
zległo,
wsiadł do szoli – jedzie, tam gdzie bliżej
piekło.
Wtem Klara – szolowa – krzyczy: podciąg
gacie,
bo koszula rychtyk wyszła ci na zadzie.
A potem przy szoli było spotkań kilka.
Wilk nosił raz po raz, aż poniosło
wilka.
Odtąd Zyga z Klarą bawią czwórkę bajtli.
Choroba ich zległa bez żadnej poznaki.
Jeden rolnik z Ryni co trzodę hodował
wiózł na targ warchlaki i tam nią
handlował.
Lecz przy bramie hola, kontrola fachowa,
wśród trzody panuje z Afryki choroba.
Z takiej to okazji weterynarz Magda
rolnikowi z Ryni nagle w oko wpadła.
I tak ich połączył afrykański pomór,
choroba społeczna, darwinowski dobór.
Front idzie burzowy, a zboże niezżęte.
Pędź córko do Zenka, to jest ważne,
święte.
Tyś młoda, powabna, niech kierownik
przyśle
najlepiej ze sprzętem Tomka kombajnistę.
Młóci Tomek zboże, Frania kombinuje,
że Tomek z kombajnu do niej miętę czuje.
Jak to się skończyło? Tomasz doły kopie
pod fundament domu, tak było po chłopie.
Gdy w pewnym urzędzie, jakże finansowym,
petent druk wypełniał, trudny,
podatkowy.
Nie szło mu z początku, szukał
informacji
u pani z okienka, miał w tym wiele
racji.
Tu powstało spięcie, nagłe i wzrokowe,
przyciąganie ziemskie i bezwarunkowe.
Tak ich poraziła ta ziemska choroba,
połączyła węzłem spójność finansowa.
W aptece za rogiem, aptekarka w biel.
Na zapleczu zmywa makijaż z niedzieli.
Już pierwsi pacjenci zza szyby kukają,
na swoje bolączki lekarstwa szukają.
Tylko jeden pacjent na końcu kolejki
był jakiś mizerny, skurczony, niewielki.
Duka: bez recepty jestem proszę pani,
ma sprawa wstydliwa, może panią zranić.
Pacjent się odwraca, ściąga z tyłka
spodnie,
obnaża półdupek ukazując „zbrodnię”.
Na to aptekarka rzekła takie słowa:
skutecznie zadziała tu maść ichtiolowa.
Jak to się skończyło, trudno zgadnąć
finał.
Żywot pędzą razem, kto by to
przewidział?
Przystojny wojskowy z laską eskulapa.
Klapę mu zdobiła, nie tam jakaś „gapa”*.
Na pewnej zabawie, całkiem przypadkowo.
Kiepsko się zachował, nie całkiem
wojskowo.
Kiedy panna wstała by poprawić suknię,
ten jej krzesło zabrał tak dla draki,
butnie.
Skutek oczywisty, panienka upadła,
tyłek przetrzepała i na licach zbladła.
Pozbawił bezczelnie panienkę siedzenia,
wpadka to nie lada, nie do odrobienia.
Lecz jaka przewrotność, krzesło ich
złączyło.
Choroba dopadł, tak to się skończyło.
Na koniec ostatni przypadek znamienny,
tej ludzkiej choroby w pandemię
brzemienny:
Leciwy mężczyzna, lecz jeszcze nie
dziaders
w podróż się wybierał, miał podzielić
spadek.
Siedzi w hali dworca na swojej walizce.
Ciężkiej, jak cholera, aż się wierzyć nie
chce.
Dźwiga on swój bagaż, od zawsze gdzie
jedzie,
całe upchnął życie jako w beczce
śledzie.
Wtem do hali dworca wchodzi nieznajoma,
jak siódme nieszczęście, ni wdowa, ni
żona.
Rozgląda się pilnie, jeszcze lico
odświętne,
wodzi wzrokiem wszędzie, ale
beznamiętnie.
Pan starszy z litości gestem ją zaprasza
gdyż pociąg spóźniony - megafon ogłasza.
Jadą w jedną stronę, mają szron na
głowie,
co im nie przeszkadza, mówią coś o
sobie.
I zdawać się mogło banalne spotkanie,
cmok nonsens na koniec, ot i pożegnanie.
A jednak ten wirus, sprawa
niebezpieczna,
zakradł się podstępnie jako ospa
wietrzna.
Przylgnęli do siebie jak połowy jabłka.
Czasem i na starość przydarzy się
gratka.
Tu puentą czas kończyć i nie
przymierzając.
Ludzie w każdym wieku tę przypadłość
mają.
Choroba społeczna. Czy dla wszystkich
boska?
Podpowiem, że warto o nią się zatroskać.
Kto owej nie zaznał, miejmy nad nimi
litość.
Co to za choroba?… Najzwyklejsza Miłość.
Ten, kto nie skosztował jej smaku
obficie,
z czystym sercem powiem, że zmarnował
życie.
wwp.
Komentarze (9)
Skoro miłość to choroba, to dobrze wybrałem. Choruję
pod czujnym okiem pielęgniarki.
Czytałem z uśmiechem na ustach.
Pozdrawiam :):)
fajne miłosne przypadki.
Fajne.
A te ostatnie słowa- mądre.
:)
witaj z podobaniem
Fajna groteska w sam raz na teraz, pozdrawiam
serdecznie.
Znakomita groteska. Nie pamiętam, żebym czytała taką -
o miłości.
Pozdrawiam serdecznie.
S.Sad ma rację - kilka końcówek padło (może z tego
upału)
ale całość na te upały się przydała - lekko i z
uśmiechem.
Świetne, chociaż pisane w pośpiechu, bo kilka wyrazów
ma niewłaściwą końcówkę. :)
A skoro mowa o pandemii, to usiłowano i miłości
zapobiec, trzymając ludzi na dystans.
Witam :) Porównałeś miłość do choroby i się uśmiecham
pod nosem, że ja również takie porównanie popełniłam w
swoim przedostatnim wierszu pt. Miłość :))
Pozdrawiam serdecznie :)