Chory na miłość
Gdy dopadają mnie nostalgii chwile,
Przychodzisz w sukni utkanej marzeniami
A w głowie kolorowe tańczą mi motyle
Barwami tęczy, pachnące migdałami.
Gdy wschodzi księżyc i zapadają me
powieki,
Co noc całujesz mnie płatkami róż.
Zamykam je w pamięci swej na wieki,
By nigdy nie pokrył ich szarości kurz.
Gdy świt wykrada ostatni słodki sen,
Drżącą ręką otwieram ciężkie wieko,
By przez chwilę mieć, choć jeszcze
jeden,
Które skrywa złudnych marzeń biblioteka.
Gdybym tak mógł się nie obudzić
Z tej ciepłej, metafizycznej metafory,
Przy tobie w obłędzie wciąż się łudzić
I na miłość być permanentnie chory.
Komentarze (16)
miłość to choroba, zniewala duszę i ciało, wkrada się
w sen... pięknie to opisałeś.