Ciało o poranku
Ciężkie cielsko powoli,
wleczone jak z ołowiu drwa,
spychane ze schodów mozoli,
jak walka u szczytów K2.
A światło jak wróg bez litości,
rzuca w powieki nożami,
w półmroku oślepły ze złości,
koi swe oczy z ranami.
To ciało tak obce niezborne,
przygłuche na rozsądek ze słów,
by wrócić chociaż mozolnie,
pod kołdrę przerwanych już snów.
Patrzy, by umocnić swą wolę,
w zegary które mija jak zło,
czas, który pędzi jak w smole,
rysuje męczarni tej tło.
W zadumie, co przetrwać pozwoli,
w marzeniach, które kończą sny,
zbroi się w siłę powoli,
do walki jak w naturze lwy.
W myśli, co kreują mu przestrzeń,
filtruje, segreguje broń,
na kolejny być gotowy przed dzień,
trud, co u męczy mu skroń.
2021.02
Komentarze (8)
Fajny, zagrzewajacy do walki z ciężkim dniem. Jednak w
marzeniach sennych pod kołdrą najbezpieczniej
Będzie lepiej wiosną, poranki z ptasim śpiewem
ąz tak chyba nie mam...
z podobaniem pozdrawiam:)
Mam tak każdego dnia kiedy zwlekam się z wyra o 6-tej
rano do pracy...na szczęście mamy weekend :)) wyspałam
się i wstałam w skowronkach :)))Pozdrawiam cieplutko
:))
na szczęście nie znam tego.
Skądś to znam...:)
Super wiersz ⚘
Rano tak ma wielu. Bardzo obrazowy i trafny wiersz.
Pozdrawiam
Codzienna walka realiami...
Pozdrawiam serdecznie...