Ciemność Słowa
Jak mówiłeś, że myślom moim brak jest
światła
Że każde me słowo światu barwy odbiera
Widziałem jak Twoja twarz powoli
wyblakła
Pod naciskiem winy, która do nas
przywiera
Bezwzględnie z oczu naszych, ducha
wyciskając
Na głosie straszliwe cierpienie
odciskając
Dyskretnie bramy świata innego otwiera
I zakrwawioną ręką nam dusze odbiera
Czując na sobie wszystkich grzechów byłych
brzemię
Rozpaczą mrożących i biernością palących
Ciągle z sił mych całych, ze snu rozbudzam
Ciebie
Byś szarość ludzi spostrzegł, obok
przechodzących
Jednak daremne przestrogi komuś rzucane
Gdy ten ślepy na ulice, śmiercią usłane
Poszukuje wciąż kolorów nie istniejących
Wśród tłumów na czarną tylko ziemie
patrzących
Jedynie zwracając wzrok daleko w głąb
duszy
Istoty, która również tę pustkę
dostrzega
Wypatrzy się tęczę co ku sercu wyruszy
I tam cierpliwie do końca życia wyczeka
By ogrzać błękitem, kiedy zamknie się
oczy
Ochłodzić czerwienią, jak tylko się
wytoczy
Spod języka ogień gniewu, co usta
wypieka
I kradnąc światu barwy ulice obiega
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.