W cieniu...
dużo, ale to już koniec tego rozdziału
W Płocku
Przyjechał tydzień później. Z wysłużonego
BMW-u wysiadł niemłody już, ale dobrze
zbudowany mężczyzna o wyprostowanej
sylwetce. Podszedł najpierw do pani
Jadwigi, przywitał się, potem do Janki.
Energicznie uścisnął jej rękę.
- Wejdź, zaraz przyjdzie mąż na obiad, może
i ty zjesz? - zwróciła się do niego
Jadwiga.
- Chętnie sobie odpocznę przed powrotną
podróżą - odrzekł.
- Jak się jechało? Duży ruch na drodze? -
spytał Łukasz witając się z gościem.
- Nieźle, ale w powrotnej drodze nie da się
ominąć zwiększonego ruchu. Po południu będą
wracać do domu urzędnicy - odrzekł.
Zasiedli do obiadu. Rozmowa między
mężczyznami toczyła się wokół tematów
politycznych i sportowych. Leon kątem oka
obserwował podającą do stołu Jankę.
Niezła z niej babka, - pomyślał - ładne,
rude włosy, ale spięte w staroświecki
koczek.
- Usiądź z nami, zjedz przed podróżą -
powiedział Łukasz, kiedy Janka przyniosła
drugie danie - wypadałoby też omówić
warunki twojej pracy u Leona. Muszę mieć
pewność, że oddaję cię w dobre ręce -
uśmiechnął się. - Najważniejsze, żeby miała
ciągłość składek do ZUS-u - tymi słowami
zwrócił się do Leona.
- Nie martwcie się, nie będzie miała u mnie
krzywdy. Wszystko zgodnie z prawem.
Po wypiciu kawy pożegnali się z Jadwigą i
Łukaszem i wsiedli do auta. Po drodze
niewiele rozmawiali. Ruch na drodze był
duży i Leon musiał skupić się na
jeździe.
Przyjechali do Płocka, kiedy już słońce
chyliło się ku zachodowi, rzucając długie
cienie przydrożnych drzew na drogę.
Zajechali na stare osiedle, weszli do
mieszkania na trzecim piętrze. Duże, jasne,
urządzone na bogato - pomyślała Janka, a na
głos dodała:
- Ładne mieszkanie, widzę, że starał się
pan utrzymać porządek, ale na jednego
mężczyznę to dużo - zwróciła się do Leona
ze zrozumieniem, spoglądając na szereg
butów w przedpokoju i obwieszony ubraniami
wieszak.
- Do niedawna miałem kobietę do pomocy, ale
wyjechała do sanatorium. Po kuracji ma
zamiar jechać do córki.
- No tak, samemu źle, wiem coś o tym,
chociaż ja na brak ludzi wokół nie mogłam
narzekać.
- Janko, mówmy sobie po imieniu - zwrócił
się do niej z uśmiechem - jestem Leon, ale
mów mi Leo. Nikt tak na mnie nigdy nie
mówił, będzie to jakaś odmiana. Na prawo
jest łazienka, a to jest twój pokój -
mówiąc to, pomógł zanieść jej bagaż. Myślę,
że będziesz ci tu dobrze.
Rozejrzała się wokół: ładny pokoik, wygodne
łóżko, a właściciel uprzejmy - stwierdziła
z zadowoleniem.
Przy kolacji wymienili sobie kilka
uprzejmości.
Ciekawe, jaki jest na co dzień. Słyszała
kiedyś, że wojskowi lubią mieć wszystko pod
linijkę i pod rozkazami. Na razie jest
miły, stwierdziła.
- Janko, dzisiaj odpocznij, a jutro po
śniadaniu porozmawiamy o twoich obowiązkach
i przywilejach.
Tak jak przewidywała, obowiązków nie było
za dużo: po wstępnych generalnych
porządkach będą to już tylko normalne
zakupy w pobliskim markecie, gotowanie
posiłków, sprzątanie, a także poranna kawa
z pianką do łóżka i gazeta poranna. Lubię
jeszcze poleżeć i poczytać. Dawno tego nie
robiłem - usprawiedliwiał się.
- Masz codziennie dwie godziny wolnego. W
pobliżu jest ładny park, chodzą tam na
spacery mamy z dziećmi, emeryci, młodzież z
pobliskiej szkoły, może kiedyś razem tam
pójdziemy - dodał z uśmiechem. Poza tym,
raz w tygodniu spotykam się z kolegami na
brydżu. Wtedy też masz wolne.
Dni mijały spokojnie. Po obiedzie siadywali
sobie w salonie na pogaduszki. Był ciekawy
jej przeszłości. Janka szybko otworzyła się
przed nim. Opowiadała o biednym
dzieciństwie, o tym jak zmarli jej rodzice
i jak trafiła do państwa Kruków.
W środę przyszli koledzy na brydża.
Przedstawił ich: Stefan, Zbycho i
Szczepan.
- Co trzecią środę będziemy grać tutaj, bo
Szczepcio mieszka z wnukami, a im szkodzi
dym z mojej fajki. Janko, podaj nam
szklanice, piwo już się chłodzi w lodówce,
potem masz wolne.
Panowie zmierzyli ją wzrokiem. Fajna babka
- stwierdził Stefan, gdy Janka już wyszła.
Gdzie ty ją znalazłeś?
- Była gosposią w rodzinie mojej żony, w
Warszawie. Spotkałem ją na pogrzebie
dziadka Józefa.
- Jakbyś nie był zainteresowany, to ja
chętnie się nią zajmę - dodał Stefan.
- Ja też bym się zajął, ale moja żonka
bardzo zazdrosna - zażartował Zbycho.
Po takich uwagach kolegów, Leon jeszcze
bardziej zaczął się przyglądać Jance.
Ładna, zgrabna, dużo młodsza, ma ogładę,
jakby ją ubrać w modne ciuchy, to można by
się nią pochwalić w towarzystwie.
Leon starał się być miły, prawił nawet
komplementy, na które Janka reagowała
rumieńcem. Nikt nigdy do niej tak nie
mówił. Ona też starała się być uprzejma.
Kiedyś odważyła się szczerze powiedzieć, co
o nim myśli:
- Ty też nie wyglądasz na swoje lata,
figura jak u młodzieńca, zawsze ogolony i
pachnący. Mówiąc to serce zabiło jej
szybciej, znów się zarumieniła. Podobał jej
się ten mężczyzna o szarych oczach.
- Wiesz, to pozostało mi z czasów służby,
lubię porządnie wyglądać. Miło, że to
zauważyłaś.
Wstała wcześniej niż zwykle, choć to
niedziela. Wzięła szybki prysznic,
uważając, aby nie zamoczyć włosów. Sobotnie
wolne wykorzystała na wizytę u fryzjera.
Czarną kredką podkreśliła kontur oczu i
brwi. Nigdy tego nie robiłam, powiedziała
do siebie spoglądając w lustro, ale tu mam
więcej czasu dla siebie, a poza tym młodość
ucieka, trzeba bardziej o siebie zadbać,
dodała jakby na usprawiedliwienie.
Wróciła do pokoju, włożyła sukienkę, którą
kupiła sobie kilka dni wcześniej. Leo dając
jej pierwszą wypłatę, dołożył jeszcze
"dodatek na powitanie", mówiąc: kup sobie
coś ładnego. Do tej pory ubierała się
praktycznie, same bluzki i spódnice.
W sukience poczuła się kobieco.
Spojrzała z uwagą w duże lustro - nie
najgorzej, stwierdziła i za chwilę stała
już przed drzwiami sypialni Leo. Serce jej
waliło, a przecież wchodziła tam każdego
dnia o ósmej. Zapukała, w rękach drżała jej
taca z kawą.
- Dzień dobry, jest już kawa z pianką,
taka, jak lubisz. Czy coś jeszcze podać?
Poczuła jego wzrok na sobie.
- Pięknie dziś wyglądasz. Przynieś i sobie
kawę, dziś nie mam prasy do czytania, to
sobie pogadamy.
- Tę sukienkę kupiłam kilka dni temu za
dodatek do wypłaty - pochwaliła się. To
chyba pierwsza od wielu lat.
- Fryzurę też zrobiłaś nową.
- Nowa fryzura na nową pracę.
- Żeby tylko nikt mi cię nie poderwał.
Pasujesz do tego domu.
Uśmiechnął się, a ją rumieniec oblał, aż po
czubki rudych włosów.
- Eee tam, tu mi jest dobrze, nigdzie się
nie wybieram.
- Poprawisz mi poduszkę? Jakoś mi się
zsunęła.
Nachyliła się nad nim, miała wrażenie, że
ich usta zaraz się spotkają, zadrżała.
Leo poczuł gorąco płynące od niej, objął ją
i pocałował delikatnie w usta.
Przymknęła na chwilę oczy, już miała poddać
się pożądaniu, ale nagle odsunęła się. -
Nie, nie mogę sobie na to pozwolić,
pomyślała.
Wzięła puste filiżanki i wyszła do kuchni.
On tylko ze mną flirtuje, a jak się znudzi,
stracę tę pracę.
Leo też poczuł się niezręcznie, nie podobam
się jej - pomyślał.
Przy śniadaniu rozmowa się nie kleiła,
dawało się wyczuć napięcie.
- Przepraszam, Janko, nie chciałem wprawić
cię w zakłopotanie. Myślałem, że mnie
lubisz.
- Lubię cię, ale ja tu przyjechałam do
pracy. Nie chciałabym, aby nasze
przyjacielskie stosunki zepsuły się.
- To w ramach tych przyjacielskich
stosunków zwalniam cię z gotowania dzisiaj
obiadu. Spojrzała zaskoczona.
- Tu niedaleko jest fajna knajpka - ciągnął
dalej - po śmierci żony chodziłem tam na
obiady. Gotują prawie tak dobrze jak ty.
Zapraszam cię, zaraz zadzwonię, aby zamówić
stolik.
Z początku była skrępowana, nigdy nie
bywała w takich miejscach i to w
towarzystwie mężczyzny. Rozejrzała się
dyskretnie po salce. Przyjemny wystrój, na
stolikach margaretki w małych flakonikach.
Sącząc przyniesione przez kelnera wino,
czekali na przyniesienie dań. - Szkoda, że
nie jestem młodsza, mogłabym nosić takie
krótkie, seksowne spódniczki jak te
dziewczyny siedzące przy stoliku obok, z
żalem pomyślała za utraconą młodością.
- O czym myślisz - pytając, położył rękę na
jej dłoni. Drgnęła, ale Leo nie pozwolił,
aby wycofała rękę.
- To bardzo miłe, że zaprosiłeś mnie
tutaj.
- Mnie też miło. Koledzy będą mi zazdrościć
takiej... przyjaciółki.
Po obiedzie poszli jeszcze na spacer.
- Trzeba stracić te kalorie, zwłaszcza po
tej podwójnej porcji napoleonek. I muszę
przyznać, że w twoim towarzystwie,
smakowały wyjątkowo. Mówiąc to, na jego
twarzy pojawił się błogi uśmiech.
- Dobrze będzie się spało po takiej porcji
świeżego powietrza - stwierdziła
dyplomatycznie.
- Nie zapomnij o kolacji, a teraz pójdę
trochę odpocząć - powiedział po powrocie.
Mam w telewizji program publicystyczny,
trochę popatrzę. Aaa, wystarczą grzanki z
serem - dodał już zza drzwi.
Do kolacji Leo wyjął butelkę białego
wina.
- Musimy podsumować ten wyjątkowy dzień.
Mówiąc to posłał jej szczery uśmiech.
Chciałbym podziękować ci za twoją pracę, za
miłą atmosferę, za twoją obecność. Wiesz,
trochę zgnuśniałem. Tylko te spotkania
brydżowe jeszcze mnie ratowały. Odkąd
jesteś, wszystko widzę w jaśniejszych
barwach. Teraz już od rana w moim domu
świeci słońce. Chciałbym, żebyś była
częścią mojego życia, nie tylko domu.
Jance ugięły się nogi, usiadła. Nie
wiedziała co powiedzieć. Do tej pory
myślała, że jest skazana na samotność, że
to taki jej los. Nie czuła się
nieszczęśliwa. Rodzinę Kruków kochała jak
własną, kochała ich dzieci, przy których
była od urodzenia. Ale to uczucie było
inne. Teraz dreszcz przebiegł jej po
plecach. Czy to wino tak zaszumiało w
głowie? Ten mężczyzna przyciągał ją do
siebie jak magnes. Marzyła o pocałunku, a
jednocześnie bała się swoich uczuć.
- Czy mogę mu zaufać? - pytała siebie.
Leon, jakby odgadnął jej myśli. Ujął jej
dłoń, pocałował i rzekł: - pragnę cię.
Machinalnie cofnęła rękę, ale ciepło, jakie
przyszło od niej, mówiło mu, że ona też go
pragnie.
- Nic ci nie jest? Dobrze się czujesz?
- Nic - jęknęła ledwie dosłyszalnie.
- To dlaczego za każdym razem, jak cię
dotykam, wycofujesz się. Przecież widzę, że
nie jestem ci obojętny. Skrzywdził cię
ktoś?
- Nie, ale... - zaczęła się jąkać - ja
nigdy nie byłam z żadnym mężczyzną -
wyrzuciła z siebie.
Otworzyła usta, żeby jeszcze coś dodać, ale
Leo pochylił się i zamknął jej usta
pocałunkiem. Odurzył ją męski zapach,
przymknęła oczy, poddała się pieszczotom
jego języka.
- Możesz mi zaufać, będę delikatny, nie
skrzywdzę cię...
- Ale, ja nigdy tego nie robiłam, nie mam
żadnego doświadczenia.
- To mnie nie obchodzi, chcę cię wziąć tu i
teraz i wszystkiego nauczyć. Bo kto, jak
nie ja - dodał z tajemniczym uśmiechem.
Mówiąc to objął ją ramieniem i poprowadził
do sypialni.
- Na pewno chcesz tego?
- Tak - szepnęła - naucz mnie
wszystkiego.
Delikatnie całując szyję, rozpiął suwak
sukienki, zsunął ramiączka biustonosza,
całował jej piersi. Z początku była
speszona, potem zareagowała instynktownie,
pomogła mu rozpiąć guziki koszuli...
To, co stało się dalej, zaskoczyło ją. Jak
mogła przeżyć tyle lat, nie znając
pożądania, miłości mężczyzny, seksu.
- Nie zrobiłem ci krzywdy? - zapytał, gdy
było już po.
- Nie, byłeś bardzo delikatny. Jestem
szczęśliwa. Nigdy wcześniej nie zaznałam
czegoś takiego - dodała spuszczając
wstydliwie wzrok.
Poczuła, jak oblewa ją fala czułości,
przytuliła się do niego całym ciałem,
usnęła.
Kiedy się obudziła, był już ranek.
Rozejrzała się, była w sypialni Leona. To
jednak prawda, to mi się nie śniło. Czuła
się zrelaksowana i... taka kobieca.
Wyciągnęła rękę, aby dotknąć ukochanego,
ale jego nie było.
Wtem drzwi sypialni otworzyły się:
- Kochanie, nie śpisz już? To może zjemy
śniadanie?
- Już wstaję.
- Nie, dzisiaj ja podaję. Mówiąc to wniósł
tacę z dwiema filiżankami kawy i świeżymi
rogalikami.
Gdy zjedli, Leo zapytał:
- I jak ci się podobało to dorosłe
życie?
- Bardzo.
- To może powtórzymy? Masz dużo lat do
nadrobienia.
Jance nie spodobała się ta uwaga, chociaż
miał oczywiście rację. Pięćdziesięcioletnia
dziewica! Nie wiedzieć dlaczego, czuła się
nieswojo. Czy dlatego, że tak łatwo uległa?
Nie miała doświadczenia z mężczyznami.
Czasem ktoś powiedział jej coś miłego, ale
nigdy z nikim nawet nie flirtowała, z
resztą z kim. Otaczali ją głównie mężczyźni
z rodziny Kruków, albo, co najwyżej, dobrze
starsi panowie, koledzy Józefa.
Przy Leo dobrze się czuła. Nie
przeszkadzała jej tradycyjna rola kobiety w
domu. Dalej sprzątała, gotowała, dogadzała
swojemu mężczyźnie w dzień i w nocy.
Starała się o stworzenie dobrego nastroju,
tak rozumiała swoją rolę.
Bardziej też dbała o siebie, aby mu się
podobać. Kupowała sobie nowe ciuszki, nawet
koronkową bieliznę. Za staniczek i
majteczki zapłaciła krocie.
Mijały dni, tygodnie.
Po jakimś czasie zauważyła, że Leon
przestał zwracać uwagę na te drobiazgi, w
sekundę ściągał z niej sukienkę i brał ją w
posiadanie.
Gdzie podziała się jego delikatność
pierwszych dni, zastanawiała się potem. Bez
celebry, bez uczucia, zwykłe zaspokajanie
żądzy.
Jance przestawało się to podobać. Brakowało
jej pieszczot przed i przytulania po. Leon
przestał przychodzić do jej pokoju, aby
przynajmniej powiedzieć dobranoc. Za to
coraz częściej sam wychodził, wracał coraz
później, albo sam przesiadywał w salonie.
Jakiś chłód wkradł się między nimi. Coś
niby przeczuwała, ale myślała, że może źle
się czuje. Mężczyźni w jego wieku mają
swoje problemy, o których nie rozmawiają z
kobietami, próbowała go usprawiedliwiać w
myślach.
Pewnego dnia, będąc na zakupach, spotkała
Stefana. Zagadnęła go o przeszłość
Leona.
- Po śmierci żony miał kilka kobiet,
sprzątały, gotowały i chyba nie tylko, ja
nie wnikałem. Mówił, że żadna nie dorównuje
jego śp. żonie. Myślałem, że z tobą będzie
inaczej. Był podekscytowany, kiedy cię
przywiózł, jakby odżył po ostatnim
nieudanym związku. Uważaj na niego.
Ostatnio widziałem go ze zgrabną blondyną.
Byli w kawiarni, to chyba jakaś dawna
znajoma.
Janka szybko pożegnała Stefana, nie chciała
dać po sobie poznać, że wiadomość ta ją
zabolała. Wróciła do domu, łzy same płynęły
po policzkach. Czuła się nieszczęśliwa i
opuszczona, traciła wiarę w siebie. Wzięła
się za gotowanie obiadu. - To moja robota,
trzeba ją wykonać, upomniała siebie.
Gdy Leo wrócił, podała obiad i nie usiadła
z nim do stołu jak zwykle. Wymówiła się
bólem głowy i wyszła do swojego pokoju.
- Czy mam mu robić wyrzuty? Nigdy nie
mówił, że kocha, niczego nie obiecywał, nie
robili żadnych planów na przyszłość. Ale
jestem głupia, skarciła się w duchu.
Myślała, że się w niej zakochał, że to
początek wielkiej miłości, o jakiej czytała
w książkach, albo, jak pan Staszek z panią
Heleną.
Chyba nie jest mi pisane szczęście bycia we
dwoje, ciągnęła swoje rozważania. Ciekawe,
czy od początku wiedział, że się ze mną
tylko zabawi. Wydawał się być szczery...
ale co ja tam wiem o mężczyznach.
Czuła się wykorzystana, chociaż właściwie
nie powinna żałować. Pokazał jej, jak można
być szczęśliwym, jak fascynujący może być
seks. Przeżyła szczęśliwych kilka miesięcy.
A może wszystko jeszcze będzie dobrze,
łudziła się.
Nie chciała zrobić fałszywego kroku. Samo
się wszystko wyjaśni wcześniej, czy
później. Co mam do stracenia, zaczekam, aż
Leo sam mi powie, że mnie nie chce. Jak
mnie wyrzuci, to zatrzymam się u pani
Jadwigi dopóki nie znajdę nowej pracy. To
będzie moje wyjście awaryjne.
Ale nie było jej z tym dobrze. Może to
tylko chwilowe kłopoty? Może ta blondynka,
o której mówił Stefan, to zwykła znajoma,
może znów przyjdzie do mnie i będzie jak
dawniej, zastanawiała się, nie mogąc
zasnąć.
Kolejne dni były takie same: dzień dobry,
proszę, dziękuję, grzeczny, ale zimny, nie
patrzył jej w oczy.
Chyba w końcu zapytam, może coś się stało,
myślała.
Ale bała się wiedzieć. Cierpiała, bo to nie
było zauroczenie, ona kochała go pierwszą
niewinną miłością, jaka zdarza się
nastolatkom. I wciąż wierzyła, że to, co
się im przytrafiło, było prawdziwe.
Ale nic takiego nie wydarzyło się, co
miałoby o tym świadczyć. Janka gotowała,
sprzątała, robiła kawę z pianką, podawała
posiłki. Leo nie wykazywał żadnej
inicjatywy, nie było już nawet wieczornych
pogaduszek. Zdawał się nie zauważać, że
Janka chodzi smutna, unikał spojrzenia jej
w oczy.
Robiąc zakupy często spotykała Stefana. Był
uprzejmy i opiekuńczy, pomagał nieść torby,
wypytywał, jak się czuje. Widział, że Janka
od jakiegoś czasu posmutniała. Wyczuwał, że
między nią a Leonem coś się zepsuło. Skąd?
Może sam mu powiedział, byli w końcu
kolegami, a może dobrze znał tego pożeracza
serc, jak go w myśli nazywał. Żal mu było
Janki: "taka fajna kobitka" - mówił sobie w
myślach.
Leon ostatnio nie domagał, zrezygnowali
nawet z brydża, więc i Stefan miał mniej
okazji, aby widzieć się z Janką.
Tak minęła zima.
Kiedy marcowe słońce zaczęło przygrzewać i
stopiło i tak niewielkie płaty śniegu na
trawie, Stefan częściej zaczął wychodzić na
spacer. Zauważył, że Janka w wolne godziny
chodziła do parku, siadała na ławeczce nad
stawem i przyglądała się pływającej parze
łabędzi. Ze smutkiem w oczach obserwowała
też zakochane pary spacerujące alejkami.
Stefan, przechodząc tędy niby przypadkiem,
zatrzymał się, chwilę pogadali. Od tej pory
coraz częściej przychodził tutaj na spacer.
Gawędzili o różnych rzeczach. Starał się ją
pocieszać, rozśmieszać. Okazało się, że
mają podobne poczucie humoru. Janka nabrała
do niego zaufania, z czasem zwierzyła mu
się ze swoich spraw, opowiadała o swojej
przeszłości. Stał się jej przyjacielem,
powiernikiem niemal. Porządny człowiek,
uczciwy, samotny, oceniła go w myślach. Ale
ona wciąż w sercu miała Leo, był jej
pierwszym mężczyzną. Czy uda jej się tak
łatwo o nim zapomnieć?
- Czy wy jesteście parą? - zapytał któregoś
dnia, gdy siedziała zamyślona.
- Nie, chyba nie - odrzekła. Myślałam, że
mu się podobam, był miły, ale teraz między
nami jest Antarktyyyda. Może ma kogoś, bo
już nawet ze mną nie rozmawia tak, jak
kiedyś - odparła szczerze. Wstydziła się
jednak przyznać, że z nim sypiała. - Ale
jakie to ma znaczenie, ja u niego pracuję
dopóki mnie nie zwolni, a i tak nie bardzo
mam gdzie iść. Często tak jest, że sprawy
nie toczą się tak, jakbyśmy sobie tego
życzyli.
- To prawda, ale będzie jeszcze dobrze -
pocieszał ją - do jutra, będę tu czekał na
ciebie codziennie, lubię z tobą rozmawiać.
Pomachał na pożegnanie.
Życie toczyło się leniwie, bez emocji,
które tak nie dawno towarzyszyły jej w
stosunkach z Leo. Ustąpiło nawet to
napięcie między nimi. Zaczęli nawet
rozmawiać ze sobą.
- Janko, wiesz - zaczął któregoś dnia po
kolacji - czuję, że cię skrzywdziłem. Ale
chyba się pogubiłem. Po śmierci żony
poznałem kobietę, niedawno rozstałem się z
nią. Chciałem zapełnić pustkę po niej, a ty
mi się spodobałaś. Imponowało mi, że będę
twoim pierwszym w życiu mężczyzną, ale ja
cię nie kocham, przepraszam. Możesz zostać
tu na dotychczasowych warunkach, jeśli
oczywiście chcesz - dodał na zakończenie z
ulgą, że wyrzucił z siebie ciążące mu
myśli.
- Jeszcze miesiąc temu czułam się zraniona.
Chyba się w tobie nawet zadurzyłam, ale
właściwie to chyba powinnam być ci
wdzięczna. Wybaczam ci, że złamałeś mi
serce, bo przy tobie poczułam się kobietą.
A teraz, gdy wszystko się wyjaśniło, to
czuję się z powrotem wolna. Może się nawet
zakocham? - dodała w żartobliwym tonie.
- A masz już kogoś na oku? - zapytał
zaciekawiony.
- Żartuję, ale spotykam w parku Stefana,
fajnie się z nim rozmawia. Nie wiedziałam,
że masz takiego godnego uwagi kolegę. Jest
miły i opiekuńczy - rozpromieniła się na
samą myśl o nim.
- A to się nawet nie pochwalił - rzekł
zaskoczony nieco Leon.
Nie mogła doczekać się, aby następnego dnia
powiedzieć Stefanowi, że wszystko, co było,
jeśli w ogóle było między nią a Leonem,
jest wyjaśnione.
Stefan z radości, nie zważając na
mijających ich ludzi, objął ją i
pocałował.
Jankę zaskoczył ten gest, ale uznała go za
oznakę przyjaźni.
Kolejne dni, kolejne spotkania ze Stefanem.
Nie obiecywała sobie po nich wiele. Ot,
przyjemnie spędzała czas. Miała z kim
pogadać o codziennych sprawach, jak z
koleżanką. Tyle, że nigdy nie miała takiej
przyjaciółki, przed którą mogłaby się
wyżalić, która spojrzałaby z boku na jej
problemy.
Nie zauważyła, kiedy zbliżyli się do
siebie. Stefan opowiadał jej szczerze o
sobie, mieszka sam, jest wolny, nigdy nie
szukał przygód.
- Spodobałaś mi się już pierwszego dnia,
kiedy przyszedłem do was na brydża, ale nie
chciałem wchodzić koledze w drogę -
powiedział, śmiało patrząc w oczy.
Spodobały mi się te miedziano-rude włosy i
zielone oczy - dodał. I podoba mi się to,
że za każdym razem, jak mówię ci coś
miłego, rumienisz się.
- A wiesz, że w szkole nie lubiłam tego
koloru? Dzieci wołały na mnie rudzielec. A
najbardziej nie lubiłam piegów.
- Mnie się podobają, zwłaszcza te na nosku.
Marzę, żeby je kiedyś całować.
Miała wrażenie, że Stefan, mówiąc to,
oczekiwał na jej inną reakcję, ale
odpowiedziała tylko:
- Nie żartuj sobie ze mnie, jesteśmy tylko
przyjaciółmi.
- Ale gdybyś zechciała, to między nami
mogłoby być coś więcej. Dobrze się nam
rozmawia, podobasz mi się. Oboje jesteśmy
wolni, a poza tym rozumiemy się, ja cię
szanuję za to jaka jesteś. Nasze spotkania
moglibyśmy na początek nazywać randkami. To
byłby pierwszy krok. To jak, umówimy się
jutro na randkę? O tej samej porze?
- Dobrze - uśmiechnęła się szczerze - nigdy
nie chodziłam na randki.
Po powrocie do domu rozpamiętywała każdy
jego komplement, każdy miły gest. - Podobam
mu się, przy Stefku czuję się
atrakcyjniejsza... i humor mi poprawia.
Z radością chodziła na każde spotkanie ze
Stefanem. Tak mijało lato. Stefan za każdym
razem miał ochotę powiedzieć Jance, co do
niej czuje, ale ona zbywała go żartem.
Pragnęła go, ale nie chciała się spieszyć.
Chciała wiedzieć o nim jak najwięcej.
Poznać wcześniej jego rodzinę, jego
przeszłość. Pewnego dnia zagadnęła:
- A ty skąd pochodzisz. Nigdy nie mówisz o
przeszłości.
- Bo to mało ciekawe. Urodziłem się w
podkieleckiej wsi, zaraz po wojnie. Biednie
było...
- Po wojnie to wszędzie było biednie. A
masz jakąś rodzinę?
- Nie - odpowiedział, a właściwie
odburknął.
Janka nie chciała drążyć tego tematu, bo
wyraźnie widziała, że Stefana coś
gryzie.
- Nie chcesz, to nie mów. Myślałam, że
możemy sobie wszystko mówić szczerze. To do
jutra - pożegnała się nieco wcześniej,
zawiedziona, że nie chce jej się zwierzyć z
niewątpliwie trudnej przeszłości.
Następne spotkanie zaczął bardzo
poważnie:
- Zaskoczyłaś mnie wczoraj pytaniem, ale
masz prawo znać moją przeszłość, jeśli mamy
być... przyjaciółmi. Ale będzie to
przygnębiające opowiadanie.
- Chętnie cię wysłucham - odparła.
Ze smutkiem w oczach zaczął swoją opowieść:
- W styczniu czterdziestego piątego ruskie
przekroczyli Wisłę. Przy pomocy polskich
partyzantów gonili Niemców, aż się kurzyło.
Zajmowali nasze wsie, nocowali po domach,
stodołach... W domu u mojego dziadka też
byli, kazali dać sobie bimbru i potem legli
pokotem, gdzie kto mógł. Dziadek bał się o
swoją córkę i kazał jej się schować w
komórce. Musiał ją któryś z żołnierzy
zobaczyć, bo w nocy poszedł i ją zgwałcił.
Na odchodne tylko rzucił: ładna jesteś,
zdobędę Berlin i w powrotnej drodze zabiorę
cię do Rosji. Oczywiście nigdy nie wrócił,
może zginął. To był mój ojciec - zawiesił
głos. Jak ja go nienawidziłem...
- A co z mamą? - dociekała Janka.
- Miała tylko szesnaście lat. Dziadek
zmusił ją, żeby wzięła ślub z synem
sąsiada, który wrócił z wojny ranny.
Obiecał mu, że jak się ożeni i zapisze
dziecko na siebie, to gospodarka będzie
jego. I tak zrobił.
- Dobrze cię traktował?
- Wkrótce mama była z nim w ciąży, ale
zmarła przy porodzie. Został sam z
niemowlakiem. Przyjął do domu pannę z
dzieckiem do pomocy, a potem ożenił się z
nią. Mnie właściwie wychowywała sama
babcia, bo dziadka przygniotło drzewo w
lesie i wkrótce zmarł. Dużo jej
zawdzięczam. Po podstawówce wysłała mnie do
zawodówki. W międzyczasie babcia zmarła i
nie chciałem już tam wracać. Zresztą ojczym
ożenił się.
- Miałeś z nimi kontakt?
- Nie, po co. Miałem do niego żal. Ludzie
gadali, że jakby szybko sprowadził pomoc,
to dziadek może by przeżył.
- A rodzeństwo?
- Mam siostrę, ale od wyjazdu ze wsi nie
widziałem jej i nic nie wiem.
- A jak to się stało, że wylądowałeś w
Płocku?
- Po szkole poszedłem do wojska. Tam
zrobiłem prawo jazdy i przyjechałem budować
petrochemię.
- Nie ożeniłeś się?
- Budowaliśmy osiedla mieszkaniowe dla
pracowników rafinerii. Ja mieszkałem długo
w hotelu robotniczym. Mieszkania dostawali
najpierw ci, co mieli rodziny. O dziewczynę
było trudno, samo chłopstwo wokoło i tak
minął najlepszy czas. Teraz, jak wiesz,
pracuję w komunikacji miejskiej jako
kierowca, a niedługo mogę przejść na
emeryturę.
- I co ty będziesz robił z czasem?
- Mam nadzieję, że ty trochę go mi
wypełnisz.
- Nie mówię nie, codziennie mam
wychodne.
- Janko, dobrze wiesz, że chciałbym czegoś
więcej. Kocham cię.
- Stefku, chciałabym powiedzieć to samo,
ale ja nie wiem...
- Ciii! - przerwał jej - nie musimy się
spieszyć. Mam wrażenie, że czekałem całe
życie na taką kobietę jak ty, poczekam, aż
będziesz pewna swoich uczuć, aż poczujesz
to, co ja.
Objął ją. Przez chwilę siedzieli tak
przytuleni do siebie.
Gdy się rozstawali, powiedział całkiem
poważnie:
- Ja jestem pewny, gdy i ty będziesz
gotowa, aby spędzić resztę życia ze mną,
pobierzemy się. Będzie nam dobrze,
zobaczysz.
Janka wracała do domu z nadzieją w
sercu.
Od kiedy poznała smak miłości, była
spragniona mężczyzny.
- Wiem, że Stefanowi mogę zaufać, mówiła
sobie kładąc się spać. A może znowu się
mylę. Nie, to niemożliwe - rozważała -
Stefek to uczciwy człowiek, kulturalny i
uprzejmy w stosunku do mnie i do innych.
Można liczyć na jego szacunek, on mnie nie
skrzywdzi, kocha mnie, a czy ja też go
kocham... Czy to, co do niego czuję, to
prawdziwa miłość. Nie chciałabym pomylić
się drugi raz. To dobry człowiek, nie
zasługuje na zawód.
Zasnęła, marząc o przyszłości u boku
Stefana.
Piękny słoneczny dzień, to jeden z
ostatnich takich pogodnych dni tego lata.
Janka przyszła wcześniej na ich wspólną
ławeczkę nad stawem.
Z rozmyślań wyrwał ją głos Stefana.
- Janeczko, coś cię trapi? Widzę to - dodał
szybko, aby nie zdążyła zaprzeczyć.
- Wiesz, tak myślę, ja sama zostałam na
świecie, a ty masz właściwie siostrę. Nie
chciałbyś jej odnaleźć? Nie myślałeś o
tym?
- Przeszło mi to kiedyś przez głowę, ale
jeszcze pomyśli, że czekam na majątek po
naszej mamie. Ona miała innego ojca. Ja od
nich niczego nie chcę.
- Ale wiesz coś o niej?
- O Wandzie? Tak. Po śmierci naszej mamy,
ojciec ożenił się z kobietą, która
wychowała mu dziecko. Ona miała jeszcze
swoje dziecko, a Wanda, jak skończyła
podstawówkę uciekła do miasta. Podobno
pomagała jej też ciotka, siostra ojca.
Ostatnia wiadomość jaką miałem, to ta, że
ciotka zmarła.
- To może spróbujesz odnaleźć Wandę? Zawsze
to rodzina, a ja chętnie ją poznam. Może
się nawet zaprzyjaźnimy. Sam wiesz jak
ciężko żyć na świecie bez bratniej
duszy.
- A wiesz, może to dobra myśl?
- Zadzwonię do pani Jadwigi. Ona, albo jej
mąż na pewno doradzą, jak zabrać się za
szukanie twojej siostry. A przy okazji
opowiem im, jak się mają rzeczy ze mną.
- O ile nie powiedział jej już ten twój
Leo.
- Jaki mój - żachnęła się Janka - to twój
kolega.
- Dawno nie graliśmy w karty, wiesz
przecież, że ostatnio coś nie domaga.
Dzień dobrych wiadomości
Spotykali się codziennie w parku przez całe
lato, ale odkąd zrobiło się chłodniej,
Stefan coraz częściej wspominał o wspólnym
życiu.
- Stefciu, rozmawiałam z Leo o naszych
planach. Mam wrażenie, że i jemu spadł
kamień z serca - Janka powiedziała to z
ulgą w głosie.
- A nie przytłukł mu nogi? - zażartował
Stefan.
- Nie, bo zaskoczyłam go, podając poranną
kawę, gdy leżał jeszcze w łóżku -
odpowiedziała również żartem.
Chyba spodziewał się, powiedział, że mogę
się nawet do ciebie przeprowadzić, a póki
nie znajdzie kogoś do pomocy, chciałby,
abym przychodziła na kilka godzin, wiesz,
zakupy, obiad.
- Janeczko, kochanie - zawołał radośnie
Stefan - i ty trzymasz taką dobrą
wiadomość?
- No, wiesz, nie wiem czy to wypada.
- Jesteśmy dorośli, moglibyśmy zacząć
planować ślub.
- Mam jeszcze drugą, chyba też dobrą
wiadomość. Dzwoniłam do pani Jadwigi.
Obiecała pomóc odszukać twoją siostrę, ale
muszą mieć więcej wiadomości o niej, no
wiesz, datę urodzenia, imiona rodziców...
Dlatego zaprosili nas na niedzielę.
Powiedziała, że rozmawiała z mężem i...
uwaga, mogą nam zrobić małe przyjęcie
weselne u siebie w domu.
- A czy to wypada, w końcu to obcy
ludzie.
- Niby tak, ale od dziecka byli dla mnie
jak rodzina. Bardzo zżyliśmy się ze sobą
przez tyle lat.
Stefan postanowił wykorzystać spotkanie w
Warszawie. Kupił pierścionek zaręczynowy i
przy aplauzie pani Jadwigi i pana Łukasza
oświadczył się Jance.
- Teraz jako narzeczona możesz się do mnie
wprowadzić, marzyłem o tym od dnia poznania
- powiedział, gdy wracali autem do
Płocka.
- Ja też się cieszę, że podjęłam taką
decyzję, bardzo cię kocham.
- Teraz mi to mówisz, kiedy trzymam
kierownicę w ręku? Poczekaj no, kiedy
będziemy na miejscu - roześmiał się.
Dni mijały w oczekiwaniu na wiadomości o
poszukiwaniu Wandy.
Wreszcie zadzwoniła pani Jadwiga:
- Jest, odnalazłam ją - powiedziała
podekscytowana - podałam jej wasz numer
telefonu, pewnie wkrótce zadzwoni.
Stefanem miotają teraz sprzeczne emocje.
Wracają wspomnienia matki, ojczyma,
dziadków...
Pamięta, jak dano mu kawałek chleba i
kiełbasy i wysłano na noc do stodoły. Matka
miała rodzić i potem... tę złość na tę małą
siostrę, która zabrała mu matkę. Może źle
zrobił, że ją odszukał, może nie potrafią
się już dogadać. Są sobie obcy. Jak po tylu
latach nawiązać rodzinne relacje...
Wanda zadzwoniła na drugi dzień,
przyjechała tydzień później.
autor:Teresa Mazur
cdn. - V rozdział Wanda

Babcia Tereska


Komentarze (27)
Z uznaniem dla talentu, pozdrawiam ciepło, śląc
serdeczności.
Bardzo ciekawie i wciągająco :-)
Serdeczności :-)
Super, z podobaniem czytam. ;) Pozdrawiam i głos
zostawiam ;) +++
ładne wersy
pozdrawiam serdecznie:)
Dziękuję wszystkim za miłe komentarze. Wiem, że tego
dużo do czytania, ale poza prywatnymi znajomymi, na
większą publikę nie mam co liczyć. Mario, nie mam
zamiaru póki co drukować. W Astrum, gdzie drukowałam
dla dzieci, wydanie tomiku kosztuje to parę 6 albo
więcej tysięcy, a zysk(?) 10% ze sprzedaży. Na to mnie
nie stać. A jak sama zrobię skład do drukarni, to nie
mam możliwości dystrybucji. Z książeczkami dla dzieci
sama chodziłam po przedszkolach, trochę biblioteki
wzięły, parę przez internet, trochę rozdałam rodzinie
i w akcjach charytatywnych. Z 800 wydrukowanych
zostało mi tylko 4 sztuki! Książeczka dla dorosłych
słabo się sprzedaje, a sprzedaję po kosztach, byle
wrócił się wkład.
Pozdrawiam i życzę miłego dnia
Przeczytałam z ciekawością i powiem tylko tyle, że i
mnie udzieliły się zmiennego stopnia emocje...
Miłego dnia życzę i czekam na dalszy ciąg wydarzeń.
Z ciekawością przeczytałam już wczoraj.Lubię
opowiadania o życiu różnych ludzi.
Każde życie ma w sobie coś ciekawego.
Z uznaniem pozdrawiam
Teresko - ten odcinek o wiele lepiej dopracowany.
Wprowadzenie myślników zrobiło swoje. Poza tym, jak
już będziesz przygotowywała do druku, koniecznie
wyjustuj, a potem jeszcze raz sprawdź, czy nie zostało
na końcu wersów osierocone w,z, lub i, bo podobno to
błąd. Tu na stronce justowanie nie jest możliwe, bo
przy wierszach jest niepotrzebne.
Z kolei duże odstępy między partiami materiału
pożądane są tylko przy znacznej zmianie tematycznej.
---
A skupiając się na prezentowanym materiale - owszem,
ciekawe ludzkie losy, no i jak już powiedziałam -
lepiej podane.
Z dużą ciekawością czytam...
ależ wciągające!!!!!!!
Tereniu, uffffffffffff przeczytałam emocje miotały mną
jakbym oglądała film:)
Nie ukrywam jestem pod wielkim wrażeniem prozy, która
jest dobra i zarazem wciąga do czytania. Podziwiam
Ciebie za to, że wątku nie tracisz a wręcz przeciwnie
podsycasz ciekawość za każdą linijką. Ciekawy cykl „W
cieniu wspomnień”
Pozdrawiam jak zawsze serdecznie i uśmiech zostawiam,
Ola:)
Grażynko, myślę, że po to się wstawia, lubię jak ktoś
czyta, ale wiem, że proza zajmuje dużo czasu. Przez
to, że ją teraz piszę, też mam mniej czasu na
czytanie. Nie obrażę się na pewno na nikogo, jak tu
nie zajrzy.
Pozdrawiam Cię serdecznie
Witaj Teresko
Kiedyś napisałam, że niestety na tak długie
opowiadania brakuje mi czasu, nigdy nie pisałam, że go
straciłam, ale mam wrażenie, że to do mnie przytyk, to
nie jest ładne, bo niestety ale ja nie mam dużo czasu
i to jest fakt, mimo tego przeczytałam z
zainteresowaniem, Teresko, wiem, że każdy lubi być
czytanym, tak poza tym. Dobrej nocy Tobie życzę,
Teresko.
Świetne, wciągnęłam się w te historię :)
Pozdrawiam serdecznie :)
Dziękuję Kochani, miło, że się podoba. I dobrze, że
nikt nie pisze, że darmo stracił czas:)
Serdeczności