Czarna plama
Kruczoczarne wrony wydziobią mi oczy,
gdy martwy leżeć będę w ziemi brudnej.
Za grzechy niewinne, sroga czeka mnie
kara,
bo wzlecieć chciałem na skrzydłach Dedala,
ojca Ikara.
Krwinki wrzą, jak woda w czajniku
elektrycznym,
w którym zepsuty jest włącznik nieomylny.
Zawsze w tym samym momencie, nigdy się nie
spóźnia,
na próżno tym razem gdziekolwiek go
szukać.
Łzy, pot, szerokie źrenice od koki,
krwawi nos, ból głowy, high chyba schodzi,
noc.
Wcześniej, o jakieś sześć godzin, puka
ktoś,
otwieram, to Ona, chce zbliżyć mnie do
łona,
wchodzi.
Kusicielka, kobieta wyzwolona.
Śmierć, pożądanie, wzlot i upadek,
to wszystko w samarce, mały folii
skrawek.
Całonocne granie.
Komentarze (5)
forma jest
Smutny.Pozdrawiam.
Zaciekawia... Kłaniam się :))
Słyszałam, że najgorzej jest na zejściu...
Oglądałam "Requiem dla snu" i mogę przyznać, że stan
narkotyczny oddałeś dobrym 'stylu', jeśli tak to można
określić.
Pozdrawiam.
wiersz bardzo ciekawy pozdrawiam :)