Czekając na miłość...
W małym mieszkaniu
wytapetowanym szczęściem
przywracałeś mi uśmiech
na twarzy.
Jutrzejszym oddechem
malowaliśmy kwiaty na oknach
i mieliśmy pola elizejskie
tylko dla siebie.
A ja w tajemnicy chowałam
między źrenicą a tęczówką
twój obraz
jak najcenniejszą relikwię...
I pamiętam ten dzień,
gdy wyszedłeś tylko po bułeczki...
nie ma cię już cztery lata...
A ja nadal czekam,
chociaż nieboskłon spada
mi na głowę,
a rozsądek wyrywa mi piszczele
i formując je w krucyfiks
krzyczy w me martwe od samotności
oczy " Jego nigdy nie było!
Wymyśliłaś go sobie!"
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.