Czekam....przyjdź!
Spojrzała na zegar - za siedem szósta.
Wszystko stało w bezruchu - ulica Pusta.
Zachodzące słońce oświetlało okna domów,
cisza zawisła...nieruchomo.
Płonęły szyby wysokich pięter - łuna
złociła ramy,
obraz ten pozostanie w pamięci -
nizapomniany.
Na niższych piętrach okna ocienione,
odbijają się w nich marzenia
niespełnione,
coś z nienarodzonej tęczy
urwany początek barw i pragnienie,
zobaczyć Twoje odbicie - Twoją twarz.
Drobne listki krzewów- okryło
przymglenie,
sześć uderzeń zegara - wzmogło
ziecierpliwienie.
Powiadomienie o pełnej godzinie,
ta niepewność - ciche westchnienie,
by odpędzić złe przeczucie, przenieść
wzrok.
Czy będę w stanie zrobić jeden krok?
W stronę bramy otwartej na oścież,
w ten nieprzenikniony mrok,w pustą ziejącą
czerń.
W kącie myśli zgniotek...przejmujący chłód,
nie wiedzialam,że tam tak zimno -
czeluść.
Zza szyby przygląda się para oczu,
błyszczące, przenikliwe - mrożą krew w
żyłach.
Spuszczam wzrok - nie, tam jeszcze nie
byłam.
Zamykam oczy, zaciskam powieki, by...
łza ich nie otworzyła - obrazu tego nie
sperliła.
Czekam, nie ruszam się z miejsca.
Nagle się rozpadało - woda świetlistą
kroplą
patynuje barwy, a deszcz?.. ciepły deszcz
chłosta,
przyciemnia w zagłębieniach ziemi kurz.
Późno już, wracam...by otrzeć rozmazane
łzy.
A Ty?...Ty wiesz co to jest czekanie na
miłość.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.