daj rękę
dla Ciebie
mówisz i. moje arterie, gigantyczna kraksa.
zderzeń, przeczeń,
domyślników. do policzka przylgnięte.
usta. spokojny uśmiech miasta, ciasnej
kamienicy
tłoczą niecierpliwość. ten jasny pogłos
dnia na którym wieszam
blade oczy najwyraźniej. niezamarzniętą
jeszcze wodę,
całe osiemdziesiąt uderzeń gorąca jak
ciężar ciała dziewczyny
w szaliku czujesz się cieplej. ja też
jeszcze.
w wywróconej i zagubionej łodzi na
wyłączność tworzę
kaprys jak wiosnę w samotnym mieście. taką
z lękliwych ugorów
co rozgarniętym snem niszczy by przelać
„mówiłam”
jak nie wierzyłem. przypominam sobie,
że chcę czuć tak samo jak patrzeć. bo
przecież nigdy nie byłaś
moja. dłoń wyrasta uciszona i świat mi
rozpada
w dłoni, która tak długo nie przychodzi
Komentarze (1)
witam po długiej przerwie,twoje wiersze
znam,przypadkiem na nie trafiłam,stronka w internecie
także ciekawa,wiersze masz oryginalne,ponadczasowe i
dobrze się je czyta,bo dajesz swobodę
interpretacji-tak je odbieram.