Dawn
W rodzinie wielkie święto
matka syna porodziła.
Wszyscy się cieszyli
na przyszłość plany snuli,
jacy oni będą szczęśliwi,
gdy syn szkołę skończy,
to synową im przestawi.
Minął czas i okazało się,
że syn choruje na Dawna.
Zaczęły się ciężkie czasy,
Ciągłe wizyty u lekarzy,
z chorobą walczyli.
Niestety gdy miał siedemnaście lat,
Nie dawali już rady.
On stał się duży, ciężki,
I był agresywny.
Chodził w pampersie.
Rodzice nie mieli sił
Żyć w ciągłym strachu,
że ich uderzy, nie dlatego,
że ich nie kocha ale że nie panuje
nad swoim dziecinnym rozumem.
Znikąd pomocy. Od państwa
dostawali pomoc opieki,
do dwudziestu godzin tygodniowo.
Ale najgorsze było to, że wiedzieli,
że syn umiera powoli, na raty.
Nie ma dla niego żadnego ratunku.
Rodzice w wieku czterdziestu lat,
stali się dojrzałymi staruszkami.
Postanowili syna oddać do hospicjum.
Ludzie się dziwili, żeby syna oddać,
a nie żyć razem w jego chorobie?
Nikt im nie współczuł, nikt nie pomógł,
ale jeszcze o zimne serce oskarżali,
a Oni nie mieli już siły.
Komentarze (8)
Dość surowy w formie. Wprost, ale temat nie wymaga
błyskotek.
Państwo niestety zawodzi, jeszcze dopóki dziecko nie
skończy 18 lat łatwiej o rehabilitację i zabiegi ale
później nikogo nie obchodzi ten człowiek. Jakby po
osiągnięciu pełnoletności wróciła im sprawność. I
rodzina zostaje z problemem sama.
Trochę bym polemizowała bo ludzie z zespołem Downa
rzadko noszą pampersy chyba, że dochodzi im porażenie
mózgowe. Ale ogólnie rodziny osób z
niepełnosprawnością spotykają się i z ocenianiem i z
niezrozumieniem. Świadomość ludzka też sie zmienia i
miejmy nadzieję, ze na lepsze.
Bardzo trudny temat, dobrze, że go poruszyłeś, myślę
tak jak moja Przedmówczyni, nikt nie jest w stanie do
końca sobie zdać sprawy z tego jak to jest, dopóki nie
zazna tego na własnej skórze, to prawda, że może tak
być, że po wielu latach trudów z chorą osobą można nie
mieć już sił, zwłaszcza, gdy brakuje wsparcia.
Pozdrawiam serdecznie
Tak bywa, że w obliczu bezradności jesteśmy zmuszeni
do podejmowania takich trudnych i bolesnych kroków
ostatecznych...nikt tego nie jest w stanie pojąć,
dopóki sam nie doświadczy...
Bardzo poruszający wiersz...aż do bólu...
Pozdrawiam Sarku
Bardzo trudny temat.
Niektórzy ludzie mają kawałek piekła na ziemi. Też
dziękuję Opatrzności, że nie doświadczyłam takiej
boleści. Potrzebny wiersz, żeby nie krytykować.
Widzę coraz więcej takich przypadków i serdecznie
współczuję rodzicom. Jednocześnie dziękuję
opatrzności, że mnie przed tych uchroniła. Wielki plus
za temat. Pozdrawiam
Mój brat z żoną od dwudziestu czterech lat opiekują
się zupełnie sparaliżowanym synem (42lata). Bratowa
jest już u kresu...
Rozumiem, czasem nie ma wyjścia.