Dłoń
Może gdybym wtedy nie puścił Twej dłoni....
Kiedy słońce budzi blaskiem
i oświetla cały pokój
Widzę, że śpisz słodko przy mnie
czuję w sercu wielki spokój
Nagle budzisz się ze snu
i z radością witasz dzień
cieszę się, że jesteś tu
wiesz jak bardzo kocham Cię
A po chwili gdzieś wychodzisz
znowu muszę zostać sam
lecz zapewniasz mnie, że wrócisz
chyba radę sobie dam
Śmierć wyciąga dłoń ku mojej
lecz ja niewzruszenie stoję
Czas wciąż pędzi niczym strzała
i zaczynam się już bać
przecież wrócisz - obiecałaś
coś się dziś musiało stać
Nigdy mnie nie okłamałaś
zawsze mogłem ufać Ci
słyszę nagle ktoś za drzwiami
myślę, że to pewnie Ty
Śmierć wyciąga dłoń ku mojej
lecz ja nadal pewnie stoję
Jednym ruchem drzwi otwieram
tam w mundurze stoi ktoś
prosi żebym z nim pojechał
muszą mi pokazać coś
Więc wychodzę lecz niepewnie
wsiadam z nim do samochodu
dojeżdżamy wnet na miejsce
a tam pełno ludzi wokół
Śmierć wyciąga dłoń ku mojej
już niepewnie ale stoję
Widzę, leży jakiś człowiek
idę bliżej lecz ze strachem
wtedy pęka serce moje
klękam bardzo głośno płacząc
Światło moje i Sens życia
nagle w jednej zgasły chwili
śmierć zabrała mi Cię dzisiaj
proszę aby mnie dobili
Staję sam na dachu szczycie
skrzydła płaczu swe rozkładam
i w śmiertelnym jej uchwycie
cicho w dół bezwładnie spadam
Śmierć wyciąga dłoń ku mojej
odchodzimy w cień oboje...
.... mógłbym Cię jakoś przed tym obronić.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.