Do Losu
Choćbyś żył, mój drogi Losie
Cóż Ty możesz zrobić wobec nagłej
śmierci?
Czyżbyś był tym, co stoi nad ofiarą?
Może to była tylko mała prowokacja?
Może robisz to codziennie?
Bez sumienia, uczuć… wiesz, co to
moralność?
Czasem patrzysz na nas
Z uśmiechem przylepionym do boku
Podajesz nam do rąk, kładziesz pod
stopami
Szczęście, miłość, fart,
pomyślność…
Innym razem za nic masz nasze prośby
Wpychasz nam do ust słowa
niewypowiedziane
Do szuflad naszego życia niby niechcący się
zakradasz
Zmieniasz wszystko, co było nam dane
Zmieniając nasze życie w piekło
Później znowu patrzysz oczyma
przyjaciela
Mówiąc, że będzie dobrze…
Lecz wszystko nagle się zmienia!
Losie, radość Ci sprawia męczenie nas?
Czy to jest zabawne, gdy załamujemy
ręce?
Czy to miłe nie mieć sumienia?
Losie! opanuj się, my też chcemy coś mieć z
życia!
Chcemy je przeżyć jakbyś pod nogi nam kłód
nie rzucał
Jakbyś pojawiał się tylko, kiedy trzeba
Jakbyś nie sprawił, że autobus, którym
miałam jechać do nowej pracy się
spóźnił…
Jakbyś nie sprawił, że barierka
na siódmym piętrze, o którą się opierałam
połamała się…
Jakbyś nie sprawił, że morderca
pojawił się w tym samym sklepie, co
ja…
Jakbyś po prostu odszedł od nas
Zostawiając nasze życie nam...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.