Dozgonna przyjaźń
Gdybym miała wybrać najbardziej przyjazny
gatunek,
wybrałabym pieska, żeby był dobrze ułożony,
kochał mnie i słuchał, bez wahania biegł na
ratunek.
Wypełniał komendy: siad, aport, won, wypad,
do nogi.
Przybiegał jak wariat, na wołanie, bez
marudzenia .
Wabiłby się Polland, dokładnie wpasowany w
zbroję,
a gdyby nadszedł głód, byłabym oczywiscie
wdzięczna,
by chciał się otworzyć, przede mną, cały na
kolację.
Zjedlibyśmy wszystko, gwarantuję, ze
smakiem. Jeszcze
kości niestrawione, spałaszowałby … No
kto? Nie wiesz?
Polland! Jaka szkoda, nie moja wina, że
nie przetrwał…
Komentarze (45)
No tak. Można wysnuć wnioski. Pieski sobie daruję:)
Dobry tekst, pozdrawiam-:)
przyjaciel nieraz jedyny ...
ładny wiersz - pozdrawiam:-)
Hmmm... tak to prawda, pies to wierny przyjaciel.
Pozdrawiam
Przjaźń zobowiązuje.Na psa można liczyć.Pozdrawiam.
Moje ukłony, amnezjo :)
Dozgonna przyjaźń, gorzko, ale nie sposób nie
uśmiechnąć się na końcu, choć to uśmiech konwulsyjny.
Pozdrawiam :)
witam...pies to w końcu najwierniejszy
przyjaciel...człowieka...pozdrawiam ciepło
jak najbardziej na tak
ironia, lekkość - super
ta ławeczka chyba służy Twojemu pióru ;D
rozumiem, dlaczego piesek wabi się Polland ;)))
Amnezjo : zgoda :)
Bomi, poprawione, dziękuję.
:)
Zoleander, dziękuję.
Miłego wieczoru.
:)
OK.
Szczena mi opadła na koniec... Szacun!
amnezjo, przepraszam:) ( odbierz pocztę email)