Drugiego kwietnia 2006 roku....
...tak poczułem jakąś głęboką potrzebę...
Brązowe mury
kolorowe witraże
białe figurki
te same ławki
co siedemnaście lat temu.
Kilka kolumn
ikony, mikrofon
Msza święta.
Alleluja, Baranku Boży…
Bez Tedeum. Bez arogancji.
7.30 w niedzielę
ludzi, że strach wychodzić
przepełnili kościół
jak rzadko.
Mowa księdza
śpiewy liturgiczne
minuty uciekają.
Wreszcie dzwonki.
Klękam, złożone ręce.
„ Panie, nie jestem godzien,
za Słowo moja dusza ozdrowieje.”
Wstaję i chwytam patenę
poprawiona alba
można iść
chwila oczekiwania
na księdza
podszedł.
„Ciało Chrystusa”
Niech się stanie
Osoba za osobą
pobożność
próżność
powaga
dosłownie wszystko
wzięli do ust
już mają zbawienie
dzisiejszego dnia.
pragnienie
oczekiwanie
głód w sercu
I Jest.
oczyszczona patena
wracam
uklękam
złożone ręce.
Boże, idź do serca
ono otwarte
Dzięki Ci
za ten dzień.
...kocham Cię i Ty wiesz o tym... :***
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.