Dwie strony medalu
Dziś wypłata więc koledzy
Tak jak zwykle dają w szyję
Przy czym obraz żony jędzy
W ich rozmowach się rozwinie
- Bo ty brachu mnie rozumiesz
A ta moja przemądrzała
Tylko krzyczeć na mnie umie
Choć wróciłem tak jak chciała
Przed północą kilka minut
Do dwunastu jeszcze zliczę
Że nie zdałem egzaminu
Przecież to jest wbrew logice
Bo gdy zdarzy się na drodze
Starych kumpli czasem spotkać
Takie krótkie są te noce
Po wódeczce możesz podpaść
Choćbyś wypił tylko małpkę
Ona to wyczuje z dala
Innym razem ledwie kapkę
Jej światełko się zapala
Więc na palcach by nie zbudzić
Wchodzisz zawsze do mieszkania
Ale Cerber się obudził
Więc kazanie jest do rana
I o wszystko ma pretensje
Choć to przecież środek nocy
Wywiera ogromną presję
- Przyrzekałeś! Patrz mi w oczy! -
Nie wiesz kiedy w sen zapadłeś
Ale wstając już nad ranem
Czyste ciuchy obok miałeś
W kuchni torbę ze śniadaniem
I jak by się nic nie stało
Na palcach się w górę pnie
Pocałunków jej wciąż mało
Kiedy mówisz - Kocham Cię!

owiga

Komentarze (3)
Taka właśnie jest miłość :)
troska i miłość idą w parze.
bomba!
czytając rozryczałem się ze wzruszenia