Dylemat
Zamigotały gwiazdy, księżyc blado
zaświecił
Kiedy ja z nimi siedziałam i kawkę
popijałam
Wtedy on wrócił do domu,
klucz w zamku zazgrzytał
Wszedł do mieszkania,
zmęczony pracą i życiem znużony
Wtedy też te brązowe oczy ujrzałam,
głębię spojrzenia
Na sobie poczułam,
z jego żoną kawę popijałam
A z nim, beztrosko, o wszystkim
i o niczym rozmawiałam
Parę dni wcześniej jednak pierwszy raz
ze sobą rozmawialiśmy
Komputer, medycyna, życie,
czy co tam jeszcze było
W śmiechu, w żartach, w powadze
i prawie we łzach
O wszystkim z nim rozmawiałam,
paląc papierosy i pijąc kawę
A wtedy on poszedł, do domu,
do żony i syna powrócił
A mi szara rzeczywistość zaświtała,
ponura noc i poranek mglisty
Z myślami się biłam, zapomnieć o nim
chciałam
Ale to na nic! Po cóż się pytam,
po cóż mi to bogowie?
Nie, nie chcę o nim inaczej myśleć
niż o przyjacielu
Nie, nie chcę mieć wiecznie w pamięci
tych oczu brązowych
Nie, nie chcę pamiętać
o tychże oczu sile, głębokim spojrzeniu
O tym uśmiechu uroczym,
śmiechu wesołym, przekornym
A może też trochę złośliwym humorze,
nie do mnie kierowanym
Ale tak bardzo mnie wtedy
swą zjadliwością rozbawił
Nie, nie chcę pamiętać...
a może jednak chcę???
Bogowie, tak szczerze wtedy na mnie
patrzył
A ja znowu się gubię, znowu sobie
dopowiadam
Bajki zmyślam, nieprawdę wyobrażam
Bogowie, czemuż mnie głupim sercem
obdarowaliście?!
to nie jest do końca wiersz, ale jak słucham mojej przyjaciółki, to mi się żal robi jej skołatanego serca, to o niej, choć wiem, że jej nie dam tego do przeczytania...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.