dzieci w dniu narodzin (popr.)
małe pęcznieje tym, co uchodzi z matki;
gładkie jak balonik, podobnież leciutkie
beztrosko puste, wyłuskane z czasu.
ot, pestka dyni.
i dynie pęcznieją. te polne lampiony,
wszystkie zaszłe słońca i wzeszłe
księżyce.
można się urodzić na jesieni, wypić
sok z tegorocznych malin na brak
rumieńców,
potem spadziowy miód.
ktoś zawiesi balony w dziecinnym pokoju,
nisko nad kołyską i powie: patrz
dziecko,
to twoje portrety, a kiedy dorośniesz
pękniesz razem z nimi.
Komentarze (10)
Drobiazdzek...doceniony.
Zatrzymał...
Zwykły balonik...a tak niezwykle doceniony!
Teraz mi się podoba, szczególnie druga, emanuje
czułością, pięknie:)
A u mnie na plus...+
Czytam po raz drugi i dostrzegam różnice, które jakby
bardziej ochłodziły klimat wiersza , ponieważ nie ma
wątku tej troskliwej czułości, która była minimalnie
wpleciona w poprzedni wiersz (może to "kołysało"), ale
o ile pamiętam też nie był w Wiktora guście a ja
powtórze za voytek.72 to wiersz w Twoim dobrym stylu i
tak trzymaj.
A mnie kołysze w przeciwieństwie do Vicka. Podziwiam
wyobraźnię.
fajny, taki w twoim stylu, dobrze jest Cie tu poczytać
i tylko szkoda ze tak mało i rzadko - pozdrawiam v.72
;)
Niesamowity wiersz.
Nie lubię balonów bo w końcu pękają .
stylowo, nawet ciekawie - ale jak to komnen określił?
- Nie kołysze, ten wiersz, nie kołysze.