Dzień w którym umrę...
...musi być niezwykły, wyjatkowy,
aby zapłakał mój przedsiębiorca
pogrzebowy,
a w przeddzień zamówię sobie trumnę,
sprawdzę czy mi wygodnie, jak umrę,
wezmę od życia urlop bezterminowy
z biletem bezpowrotnym samolotowym...
Już wziąłem od Szefa akonto -
jeden dzień wolny... od życia, na próbę
i stanę w swej po śmierć kolejce
jako ostatni, na swą niechybną zgubę
i w nadziei, że dzierżę nadal swego życia
lejce,
a później na życzenie
swój wymiar "ziemski"-
na pozaziemski zmienię...
i przeniosę swą duszę w nieśmiertelność
(???),
chyba, że dusza ludzka nie umiera...,
dostanę kwiaty, zapadnie ciemność,
dusza niesmiertelna? - oj, co ja plotę?
śmierć uchroni mnie przed życiem,
To jest narawdę przyjemność!!!
dziś, już za chwilę, w sobotę...
A jeśli ktoś chce mnie widzieć
nim swe członki godnie złożę,
a interesy do mnie ma jeszcze,
to wyjątkowo się zgodzę, może,
może, powiem "jestem zajęty",
ale "pukać mocno w wieko mojej trumny",
bo chcę mieć dzisiaj spokój
superświęty...
i nim dotknie mnie wiekuista senność,
chcę zapomnieć co to jest
..nieśmiertelność...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.