Dzień Prawdy
Kiedyś ufałam prawie wszystkim...
Kiedyś potrafiłam zarażać uśmiechem...
Kiedyś było tak kolorowo...
Dzisiaj nie potrafię się uśmiechnąć.
Nie potrafię już spojrzeć w przyszłość.
Ciągle otacza mnie lęk.
Ciągle nęka mnie ból.
Upadam na ziemię i nie mogę wstać.
Jak małe dziecko które uczy się chodzić.
Czuję się samotnie.
Nikt nie chce mi podać ręki,
I pomóc...
Każdy mnie omija.
Każdy udaje że mnie nie widzi.
Z dniem tracę nadzieję na szczęście.
Tracę bliskich.
Jest mi źle.
Coś zamknęło mi oczy.
I kazało wspomnieć,
To co sprawiło mi radość.
Poczułam o wiele większy ból w sercu.
Poczułam że tracę wspomnienia...
Oczy zaszklone i pełne łez.
Dusza prawie martwa...
Jeszcze żyję.
Ktoś podał mi rękę i powiedział.
- Wstań, pomogę Ci.
Czy zaufać po raz kolejny?
Czy nie zostanę znów opuszczona?
Zadając sobie setki pytań.
Odpowiedziałam sobie.
- Przekonaj się...
Z dedykacją dla wszystkich moich przyjaciół.
Komentarze (2)
Kropkami oddzieliłaś każdy wers...każde
stwierdzenie...ten wiersz to stwierdzenia, następujące
jedno po drugim...podoba mi się ta forma...dość
ciekawa, aby przeczytać wiersz do końca.
dobry monolog i pytanie na sam koniec. jestem ciekawa
przebiegu akcji