Figiel
Na dzień zwycięstwa.
Tu, gdzie kresu dopada libertyński etos
gdzie z sił się osusza nebularne echo
gdzie kroczy półszeptem armatura z broni
wyłonionej ukradkiem ze zbyt mrocznej
toni
gdzie prześwit zamienia się we wklęśniętą
lukę
gdzie pies nie do końca oznacza sukę,
gdzie dach osłonięty nie przepuszcza słońca
gdzie ciężko wytrzymać do zimy końca,
to tu, gdzie się nie da narysować
stycznych
a figiel to zwada złudzeń optycznych
tu, gdzie pociski podwójne dno mają
lecz tylko, gdy prosto na nas spadają,
tu, gdzie niebo ledwie widać latem
i tu, gdzie głowę schylamy nad katem -
chłodem pulsują purpurowe skronie
i z niedożycia nadgryzamy dłonie,
tu nasi najdrożsi obrysują kontury
pioruny zatoczą się w białawe chmury
i anons nadeślą nieobecnym krzykiem
sami zostaniemy z wąziutkim przesmykiem.
Komentarze (1)
i znów nie do końca rozumiem twoją tworczość, choć jak
zwykle jestem oczarowana samym "wyglądem" wiersza i
tym jak przyjemnie się go czyta : D