Fluorescencyjny absurd
w moim mieście ulice
są szare i brudne
słowa i dni
są tak okrutne
i to co najbardziej
liczyć się może
jest na zewnątrz
na dworze
nie widzisz blasku słońca
niczego nie wiesz do końca
pijesz piwo palisz fajki
czekasz na księcia z bajki
pesymistyczny obraz masz przed oczami
ciągle żyjesz nierealnymi złudzeniami
egzystencja monotonicznością się staje
tak jest naprawdę, to się nie wydaje
i tylko jedno się dla Ciebie liczy
walczyć jak lew wydać dźwięk dziewiczy
zniszczyć i zabić nic nie zostawić
być najlepszym z najlepszych
pozostałych...
lecz uważaj na moje marzenia
w których nic się nie zmienia
sen realnością się staje
codziennie wstępuje w marzeń raje
i pamiętaj to o czym ci kiedyś mówiłem
ze swojej twarzy niewinność zmyłem
odnajdę swobodę, słońce i deszcz
a tobie pozostanie zimny dreszcz
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.