Gdy muzyka gra naszą pieśń
Dziś nieco zgrzeszę, ponieważ nie jest to wiersz, lecz zupełnie inna forma. Ale może przypadnie do gustu i wybaczycie...:) Dla A.
Ciekawe i zarazem specyficzne rzeczy dzieją
się z człowiekiem, gdy bliska osoba znika
na krótki nawet czas z powodu wyjazdu. Nie
jest to nic fatalistycznego, lecz jeszcze
bardziej zdajesz sobie sprawę ile Was łączy
tutaj, na miejscu, pośród otaczających
elementów.
Być może normalnie nie zwracasz uwagi na
pobliską ławkę, którą mijasz codziennie
idąc do sklepu. Ale gdy tej osoby nie ma,
widzisz w niej wspomnienia, wspólne chwile
i słyszysz odbyte rozmowy. Jedne poważne,
inne mniej poważne, a jeszcze inne zupełnie
o niczym, jednak wywołujące wówczas
uśmiech.
Być może normalnie nie zastanawiasz się cóż
to za droga, która podążasz w jakimkolwiek
kierunku. Idziesz to idziesz - wielkie
rzeczy. Ale gdy tej osoby nie ma,
przypominasz sobie ile razy dzwoniłeś, aby
usłyszeć jej głos, zapytać co słychać, jak
się czuje. Dociera do Ciebie, że ten
niewinnie wyglądający odcinek z punktu A do
punktu B zostałby naznaczony pustką, gdybyś
nie miał już do kogo zadzwonić.
Gdy siedzisz w poczekalni u lekarza,
zazwyczaj leci coś z radia. Czasem nawet
tych utworów nie kojarzysz, ale Twój mózg
robi genialną sztuczkę i do każdego
fragmentu maluje w głowie teledysk, a
właściwie jego fragment. Czujesz jej
zapach, masz przed oczami jej uśmiech i
widzisz patrzącą na Ciebie ciepłym,
życzliwym wzrokiem najlepszą istotę na
świecie.
Co się dzieje?
No tak… Przecież jadąc gdzieś najczęściej
słucha radia. Tak po prostu. Bo lubi, gdy
coś gra.
Teraz też coś gra. Tak samo jak wówczas nie
znasz wykonawcy, nie znasz tytułu, bo,
umówmy się, żaden z Ciebie koneser. Z tym,
że w tym momencie wiesz ile to znaczy i
jaką ma wartość. Nie, nie dlatego, iż to
jakaś Wasza piosenka. Nie dlatego, że oboje
gustujecie w takiej czy innej muzyce.
Przede wszystkim stawaliście się wówczas
wspólnotą – wspólnotą przeżyć, wspólnotą
emocji, wspólnotą uczuć, wspólnotą ciszy,
wspólnotą czasu, wspólnotą szczerości i
wspólnotą wzajemnego oddania.
A wspólnota to nic innego jak Wasze duchowe
mieszkanie, Wasze duchowe cztery ściany, w
których czujecie się swobodnie, bezpiecznie
i wspólnie o nie dbacie. Nie w imię ideału,
który nigdy nie istniał i nie istnieje,
lecz w imię tego, co dla Was jest
najlepsze, co dla Was jest idealne, choć
czasami wątłe, borykające się z
trudnościami, ale każdorazowo dające
nadzieję na kolejny dzień.
Komentarze (5)
Bard, o mądre i ciekawe przemyślenia,bo tak bywa że
gdy kogoś bliskiego braknie na chwilę wtedy to
doceniamy...milego dnia Marcinie.
Jeśli kogoś nie ma, na chwilę, przez chwilę i jest
świadomość że ten Ktoś wróci- to tęsknotę można
oswoić.
A co się dzieje wtedy, gdy wiemy, że Ktoś już nigdy
nie wróci?
Śmierć nie kończy przecież wszystkiego.
Tęsknota i miłość jest.
Bardzo dobry wiersz.
Ciekawie, tak jest coś takiego jak tego typu
wspólnota, nie zawsze sobie ją uświadamiamy, często
dopiero, gdy zabraknie danej osoby.
Dobrej nocy życzę.
Z przyjemnością czytałam, podobne sytuacje
przeżywałam. Jak człowiek tęskni, to nawet drobiazgi
go przypominają. Spokojnej nocki:)
Właściwie to chyba... Zgadzam się w całej rozciągłości
z refleksjami z Twojego tekstu... Wszystko niby
oczywiste, a jednak człek uświadamia sobie to i owo po
przeczytaniu. To tak, jak z tą ławką (może to być,
oczywiście, coś zupełnie innego), nabiera wielkiego
znaczenia, gdy jesteś sam/sama i tęsknisz.
Pozdrawiam :-)