Gdy zachodzi słońce
Budzą mnie promyki słońca o poranku,
Wtedy myślę o mym kochanku.
Uśmiechnięta z łóżka wstaję,
I radość przez cały dzień rozdaję.
Lecz ta godzina przychodzi,
Gdy słonko za horyzont zachodzi.
Z mej twarzy uśmiech znika,
I nie pomaga magia, żadnego magika.
Nad sensem wszystkiego się zastanawiam,
I serce do radości namawiam,
Lecz ono mnie nie słucha,
Radzi bym przemówiła do swego ducha.
Bo serce z duchem w jedności
Wspomina me życie z przeszłości.
Gdy się uśmiechać szczerze potrafiłam
Aż szczęście swoje straciłam.
Teraz zapytasz co mym szczęściem było,
A Twe pytanie harpun w me serce wbiło.
Krew zaczyna się z niego sączyć,
A me życie wcale nie zamierza się
skończyć.
Odpowiem krótko na to pytanie:
Tak jak długie jest jabłka spadanie
Z drzewa, które go nie chce - z jabłoni,
Ja nie podam Wam już mej naiwnej dłoni.
Bo przez życie me całe,
Serce me stało się bardzo małe.
Nieludzkie traktowanie ludzi,
Drapieżcę i potwora we mnie budzi.
Ludzie złymi się stali,
Chodź kiedyś swe życie tak bardzo
kochali.
Wpaść nie chce w wir złego postępowania,
Lecz nauczyć ludzi prawdziwego miłowania.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.